Drogie dziewczęta. Mówiła nauczycielka pomarszczona jak jabłuszko Pani Nadeshiko motomiya. Mamy dzisiaj nową uczennicę w klasie. Przywitajcie ją radośnie oto Momoko hanasaki. Na środek klasy wyszła smukła dziewczyna z twarzą owalną i uśmiechniętą. Gdyby ktoś ujrzał jej figurę i kształty pomyślał by: "Bogini wenus stąpiła na ziemię."
Nazywam się Momoko hanasaki. Przemówiła dziewczyna melodyjnym głosem. Przybyłam do tokio z wyspy o nazwie okinawa, Na tej wyspie technologii japońskiej nie uświadczysz. Tak wiemy. Powiedziała nauczycielka. Okinawa dla niektórych może wydawać się rajem. Tylko lasy i drzewa. Opowiedz nam coś o sobie więcej. Lubie anime. Tu Momoko zarumieniła się. Lubie shouneny.
*** Wyjaśnienie: "Shounen anime W tego rodzaju komiksach i filmach dominują walki, roboty i silni bohaterowie. Także historie, które opowiadają o miłości, czyli temat typowy dla shojo-manga (manga dla dziewcząt), mogą być zaliczane do shonen-mangi (shonen znaczy chłopiec), gdy historia widziana jest z punktu widzenia chłopaka. Nie zawsze kończą się szczęśliwie, co jest kolejną różnicą pomiędzy shonen-manga a shojo-manga[2][3].W takich anime Np. fairytail głuwnym bohaterem jest mag i W ogule wszystko tam kręci się w oku magii po więcej proszę zajrzeć do wikipedii bo dłuuuuuugo można by opisywać shoneny."
***
Dziewczyny wybuchnęły śmiechem. ***
Słońce przypiekało tego dnia mocno. Momoko szła sama. Polubiła yuiko bo ta się jedyna z niej nie śmiała. Co w tym złego że lubię anime o Np. walczących ze złem magach? Pytała sama siebie. Wkroczyła doparku. Dla Momoko wydawał się on pospolity. Zaczęła spacerować myśląc. Dlaczego tato chciał, byśmy się przenieśli do tokio? co było złego na okinawie? Ehhhh No tak. Ciężko było z pracą. Jak zawsze. Wtem zobaczyła coś pod krzakiem. Jaki piękny wisiorek. Podniosła go i zaczęła oglądać. Był złoty z medalionem. Otworzyła go i wtym momęcie pochłoneła ją kula białego światła, a wisiorek zniknął. Nagle zobaczyła twarz. Witaj. Podniosłaś wisiorek prawda? Tak odparła momoko. Mroczni chcą zawładnąć ziemią na której żyjesz. Mam już jedną wojowniczkę ale chciał bym byś jej pomogła. Zgadzasz się? Wtym momęcie twarz znikła na chwile i ukazał się obraz walczącej yuiko. Aco! Krzyknęła momoko. Sama walczyć nie potrafi? Pewnie że potrafi. Rozległ się głos i znowu twarz mężczyzny pojawiła się. Ale mroczni potrafią urastać do ogromnych rozmiarów. Sama sobie nie poradzi. Prooszę pomusz chociarz mi bronić ziemię. A jak masz na imię? Nazywaj mnie tajemniczym protektorem ziemi. To dla ciebie. Na szyji Momoko pojawił się medalion z narysowaną błyskawicą. Jego się otworzyć nie da. Ale gdy będziesz w potrzebie, zawołaj: "Mocy błyskawic pomóż w potrzebie!" Dobrze? I nagle wszystko utonęło w feerii barw i Momoko wylądowała na ziemi.
Kategoria: Moje opowieści
magical girl star odcinek2
Dziewczyna rozejrzała się wokoło. Dziwnego mężczyzny który dał jej medalion niebyło widać. Stała w parku. A wszystkie drzewa i ławki oświetlało na czerwono zachodzące słońce. Dlaczego ja? Zapytała sama siebie. Dlaczego ja mam być wojowniczką? To była zawsze rola mężczyzn, dzielni romantyczni nieco aroganccy superbochaterowie ratowali świat. A tu nagle bam. I… Wtym momęcie rozległ się krzyk. To krzyk małego dziecka, pomyślała Yuiko. Co w tym niezwykłego? Ale wiedziona ciekawością pobiegła w tamtą stronę. Postanowiła nie zbliżać się zbytnio do w jej mniemaniu rozwrzeszczanego bachora. Ukryła się w krzakach gdy nagle pewien widok zmroził dziewczynie kref w rzyłach. Chłopaka który mógł mieć może 5 lat, trzymał dziwny stwór. Wyglądał jak mężczyzna ale jakby chodził na czworakach i miał kły zamiast zębów. Pomocy! To potwór! Wydzierał się chłopak. Uw stwór nagle strzelił promieniem z dłoni i zmienił dzieciaka w szklaną kulkę i schował do kieszeni. Niee! Krzyknęła yuiko, jej ręce uniosły się w górę same. "Gwiezdna moc aktywacja!" Wtym momęcie medalion na jej szyji zabłysł na różowo. Poczuła że unosi się w powietrze. Pod jej nogami i woku niej, rozkwitła feeria barw i kolorów tenczy. Tym czasem gdy się unosiła, woku jej nóg pojawiły się wstążki, które zaczęły pełzać jak węże. Po chwili nieświadoma dziewczyna odchyliła się do tyłu i kopnęła nogą. Wtym momęcie park znikł a ona miała wrażenie że leci wśrót gwiazd. Tym czasem po popisowym kopnięciu na nogach dziewczyny pojawiły się żelazne nagolenniki ale tak lekkie że niedało się ich odczuć. A woku talii pojawił się pas szczerozłoty. Gdy przerażona yuiko miała wrażenie bycia poza ciałem i jednocześnie w ciele i wśród gwiazd, nad nią pojawiła się ogromna wstęga która spadła nagle na dziewczyne pochłaniając ją w feeri kolorów niebieski,czerwony,biały,zielony,żułty oraz mnustwo rozbłysków i blasków. Po chwili opadła na ziemię lekko po czym podeszła do stwora. Hej ty! Ładnie to tak zamieniać chłopców w szklane kulki? Nagle zobaczyła się w lustrze wody płynącej obok w fontannie. Miała na sobie hełm ze stali owalny na ramiona i piersi spływał usiany klejnotami pancerz. Kończył się on dopiero przy złotym pasie. Dziewczyna nie wiedząc co robi, wyjęła lusterko z kieszeni zbroi i krzycząc: "Gwiezdna radiacja!" Cisnęła je w twarz potwora. Lustro zamieniło się w ogromną kulę energii i wybuchło. Pochłonęła stwora chmóra dymu. Ale już pochwili stał przed nią, a jej lusterko wróciło do jej dłoni. Bumerang czy co? Pomyślała . Ale nagle stwór rozpiął kórtke i ukazał umięśniony tors na którym widniał żep. Tak żep jak do zapinania butów. Zerwał go on i zniknął w obłoku dymu. Lecz gdy znowu go zobaczyła był ogromny jak empire state building. Rarrrrr! Ryknął. Wtedy nagle z kłębów dymu wynurzyła się inna postać. Wojownik o bląd włosach z mieczem przy boku w amarantowej zbroji. Jednym płynnym ruchem pozbawił stwora głowy a ten wybuchł. Jestem nieco większy od ciebie. Powiedział wojownik ale i tak nieźle się spisałaś. Po czym zniknął w kłębach dymu. Koniec odcinka drugiego.
Magical girl star. Serial tekstowy.
Wstęp. Czym jest magical girl. jest to gatunek japońskiej animacji o dziewczynach zwyczajnych które dzięki niezwykłemu zdarzeniu mogą się transformować w wojowniczki. Po więcej do wikipedii proszę bo nie mam czasu a chciał bym zacząć.
Odcinek pierwszy.
Yuiko kazeshima była szarą myszką. Dziewczyną nie wyróżniającą się niczym w szkole.
Mieszkała w tokio ze swoją mamą, Singo kazeshima, bratem, Kanemoto kazeshima, i z ojcem który jest za granicą i ciężko pracuje.
Yuiko lubiła przebierać się za księżniczkę. W sęsie takim, że ubierała falbaniaste suknie ale z małą ilością wstążek ale z mnustwem cekinów i drobiazgów.
"Ale mamo! Dlaczego niechcesz mnie po słuchać!
Przecież jest rano idę do szkoły mamy sprawdzian i test kompetencyjny! Jesteś bardziej roztrzepana ode mnie!" krzyczała uśmiechając się mówiła Yuiko.
xxx
Tokio tętniło życiem jak zwykle w mieście o tej porze wszędzie były tłumy.
Nasza bohaterka była ubrana w suknie koloru niebieskiego suknia ta, była aż do ziemi.
Ale nie przeszkadzała w chodzeniu, była obszyta perłami i cekinami.
Chej! Kimiko witaj. No chej co u ciebie yu, gotowa na test?
Taa ale nie jestem w nastroju kimi. Czemu? Moja mama zato że krzyczałam żartobliwie na nią nie dała mi drugiego śniadania, uzurpatorka. Nie mów tak!
Moja, daje mi aż dwa drugie śniadania trzymaj. Po czym kimiko ubrana jak zwykle w spudnice za krótką jak dlaniej, z pociągłą radosną twarzą wręczyła yuiko pudełko.
Było to kwadratowe plastikowe pudełko zawierające sok w kartonie, ryżowy batonik oraz inne smakołyki.
xxx
Test udał się nadzwyczajnie! Mówię ci kim to było suuuuuuuper!
Krzyczała yuiko wychodząc ze szkoły. Ale teraz chcę się trochę prze spacerować i przemyśleć parę spraw. Za tydzień ma do nas przyjechać nowa uczennica. Jestem bardzo ciekawa.
O patrz kim patrz tam! W istocie niedziwota dlaczego yui tak krzyczała. Ulicą szedł blądyn, z przystrzyżonymi włoasami. W amarantowych spodniach.
Nie patrząc na dziewczyny poszedł dalej. To Kay saruyama. Nigdy na żadną dziewczynę nie zwrócił uwagi.
xxx
Zmierzchało już. Park był o tej porze pusty. Yuiko szła odwarznie przed siebie, gdy nagle zobaczyła leżący na ziemi przedmiot.
Hę? Jajko, z klapką?
Dziewczyna otworzyła klapkę, ale nic ciekawego w jajku nie zobaczyła. Rozczarowana położyła je na ziemię i odwróciła się by iść w dalszą drogę.
Tym czasem jajko rozbłysło żułtym światłem i nagle zdumiona yuiko poczuła że się unosi w powietrze. Powoli i majestatycznie, słyszała muzykę jakby jakaś niezwykła harmonia instrumentów.
Po chwili otoczyła ją feeria kolorów barw i rozbłysków i nagle zobaczyła twarz mężczyzny.
Witaj. To Ty otworzyłaś jajko tak? Ja. Powiedziała Yuiko. Czy chciała byś mi pomuc? Ja? Jak?
Potrzebuję wojowniczki. Mroczni chcą posiąść ziemię na której żyjesz. To dla ciebie.
Wtem na szyji dziewczyny pojawił się medalion wkształcie gwiazdy. Gdy będziesz w potrzebie lub w kłopocie krzyknij: "Gwiezdna moc aktywacja!" A zobaczysz co się stanie.
Po czym yuiko znikła w feerii barw i wylądowała na ziemi.
Koniec odcinka pierwszego.
pieśń o przewodniczce.
Witajcie. Napisałem pewną pieśń ino mud nightal to tak skonwertował że jest bez polskich znaków Bardzo was za to przepraszam ale jeśli dacie rade to przeczytajcie.
Piesn o przewodniczce.
Tam, gdzie cudne sa oblaki, tam gdzie tenczowe lataja smoki, tam gdzie Faerun sie znajduje, tam przewodniczka dyryguje.
A czym? teatrem szeroko znanym teatrem lubianym, i szanowanym. Maeve bo tak sie przewodniczka nazywa, z teatrem tym jest bardzo zwiazana, i kieruje nim, i dyryguje od rana.
Pewnego razu straszny stwor Ianem pono zwany, porwal maeve do chmurnych gor, miloscia swa zadawal jej rany.
Maeve moja powiedz mi czy ty terz o mnie snisz? Maeve moja powiedz ze czy ty terz kochasz mnie? Maeve moja powiedz mi czy zaufasz mi? Maeve no no! Powiedz ze! Czy po slubisz mnie?
A potem ja w objecia bral, calowal na jej piersiach gral, i tulil szeptal czule slowa lecz ona zecze, jam nie gotowa poczekaj moze ze dwa dni, a wtedy odpowiem ci.
Maeve moja powiedz mi czy ty terz o mnie snisz? Maeve moja powiedz ze czy ty terz kochasz mnie? Maeve moja powiedz mi czy zaufasz mi? Maeve no no! Powiedz ze! Czy po slubisz mnie?
Gdy zasnal nagle strasny stwor, uciekla Maeve z chmurnych gor i nadal w swym teatrze trwa, i spiewa pieknie tra,la,la.
Lecz kiedy ja ogarnie sen, sni znowu jej sie stworek ten, i spiewa jej do ucha wciaz, Maeve ty sie ze mna zwiaz.
Maeve moja powiedz mi czy ty terz o mnie snisz? Maeve moja powiedz ze czy ty terz kochasz mnie? Maeve moja powiedz mi czy zaufasz mi? Maeve no no! Powiedz ze! Czy po slubisz mnie?
Rozdział3 Incydent przy studni. Leszku! Morzesz pujść do pani korniewickiej? Zapytał pan malinowski. Tak a poco? Zapytał leszek. Poproś ją o trochę wody źrudlanej. Dobrze. Powiedział leszek. Już,już był przystudni obok domu pani korniewickiej gdy nagle pojawił się cień. Zaczął przywoływać gestami leszka do siebie. Leszek szedł zanim jak zauroczony. Nagle stanął na krawędzi studni. Nieeee! Wrzasnęła panikorniewicka. Fulmine et lumen! Krzyknęła i cień zniknął przerażony widokiem wielkiej błyskawicy światła. A leszek odczarowany pędem wrucił dodomu. Rozdział4. Podróż do agorin. Pani korniewicka opowiedziała wszystko wójkowi leszka wszystko co się stało. Musimy ruszać zaraz! Powiedział pan malinowski. A gdzie? Zapytała asia. Do agorin. Ty pojedziesz znami. Oraz leszek flora i ja. Następnego dnia wszyscy siedzieli w samochodzie pana malinowskiego był to rzułty opel. Musimy znaleźć tunel i tak dalej. Prawda floro? taktak. Odparła pani korniewicka. Teraz skręć w prawo. Powiedziała. Przejechali przez tunel wktórym były wiatraki które pracowały by oczyszczać spaliny. Jechali tak czas dłuższy skręcając to wlewo to wprawo. Aż wkońcu pani korniewicka powiedziała: Teraz! to ten tunel. Pan malinowski wjechałi przez chwilę jechali przez tunel. Wiatraki,nieodłączne elementy tunelu jak zwyklę pracowały. Pan malinowski jechałdalej modląc się w duchu do Boga by tylko się udało. Przykońcu tunelu pojawił się jakby ognistykrąg albo niebieska poświata. Gdy wujek leszka w to wjechał coś ich przez chwilę porwało. Zaszumiało i pojawiło się przednimi białe światło które ich wchłonęło. Po chwili ciszy uczuli lekkie stąpnięcie i bumm. Wylądowali. Pan malinowski pojechał jeszcze trochę aż zatrzymał się przy jakiejś budce. Nakazał wszystkim wysiadać i iść zanim. Teraz musimy znaleźć przejście prawda floro? Tak odpowiedziała panumalinowskiemu pani korniewicka.
Leszek Boreński Początek.
oto moje nowe opowiadanie jeszcze nieskończone poczytajcie i oceńcie ten fragmentLeszek Boreński i kufer cudów. Przypominam wszystkim że nie ludzie zajmują się magią. Autorzy książek dla dzieci stworzyli osobny gatunek istot literackich które zajmują się magią. Prolog. Był wieczór. Ciężka ciemność zalegała powoli niebo. Czterej mężczyźni pędzili na pięknych rumakach przez pustkowie. O mały włos tak tak. Powiedział do siebie jeden z mężczyzn. W pewnym momencie mężczyźni wyciągnęli ręce i wykrzyczeli coś przerażonymi ale gromkimi głosami. Nic się nie stało. Jeden z mężczyzn wyjął z kieszeni złotą kulę coś do niej poszeptał i z plunął na nią a potem cisnął ją za siebie z okrzykiem siniora fulmine. Rozległ się grzmot i kula pękła a zamiast niej pojawił się obłok ognia i dymu. Chwała Bogu udało się uciekliśmy armisie nie dogonią nas! Tak tak argeusie naprawdę jesteśmy wolni i mężczyźni wybuchnęli szczerym śmiechem. Pamiętajcie oni mogą wrócić a pozatym mamy coś do zrobienia. No tak kufer cudów lepiej by nie wpadł w ręce złych magów. Chwała Panu. Zakrzyknął jeden z mężczyzn. Chwała chwała. Powtórzyła reszta. Rozdział1 ostrożnie z życzeniami. Zacznijmy od tego że był sobie dwunasto letni chłopiec. Który po śmierci swoich rodziców został przygarnięty przez ciotkę i wujka. Ale nie było dla niego to fajne. Gdyż pamiętał że ma jeszcze jednego wujka wierzył że ten go znajdzie a jak nie to on wyśle list. Nie mylił się. Po dwudziestu tygodniach wujek się zjawił. Witaj leszku jak się czujesz? No a jak miał się czuć chłopiec karmiony maślanymi bułeczkami przez cały czas? Chyba sami rozumiecie. Oh kiepsko wrócę do ciebie i pogadamy. Och kiepsko powiedział Leszek a tą resztę powiedział jego wujek. Masz to dla ciebie spakuj się a porozmawiamy w drodze. Powiedział wujek. Dobrze kochany wujaszku. Powiedział Leszek i już po chwili siedzieli w samochodzie który pruł po przez drogę. Dobrze. Zaczął wujek. Nazywam się Jan Malinowski i jestem twoim drugim wujkiem ale wujkiem od strony taty. Ty nazywasz się Leszek Boreński prawda? Tak odezwał się nieśmiało z tylnego siedzenia Leszek. Jedziemy do koluszek. Kontynuował wujek. Tam jest wieś a raczej miasteczko nazywające się złote dudy starowickie. Tam mieszkam ja i moja sąsiadka pani Korniewicka. My jesteśmy pobożni nie wiem czego uczyli cię w domu to znaczy w tamtym domu. Tak tak rozumiem. My tam też chodziliśmy do kościoła. Powiedział Leszek. I co nie chcę być nie miły ani natrętny ale kochasz Boga? No no tak mi kazali. Straszyli mnie piekłem jak nie będę się jak to! Przerwał mu wujek. Hm no no! To ja cię nauczę a raczej powiem ci prawdę. Nie prawda że no wiesz z tym piekłem to znaczy no wiesz to jest tak. Bug nasz Pan jest miłosierny. Kocha nas tak mocno że my tego nie umiemy pojąć. Wcale nie jest surowy jest kochany i mam nadzieję że też go pokochasz. Pokarzę ci co to znaczy miłość. Wujku a powiedz mi gdzie są moi rodzice? spytał cicho Leszek. W niebie mój kochany. Ja kto?Dobrze zaraz ci wyjaśnię. Gdy jesteś dobry na ziemi i starasz się nie być złym to po śmierci idziesz do nieba w nagrodę. Och! Jakże tam jest cudownie. A jeśli jesteś złym? No to trafiasz do piekła. A jeśli starałeś się ale ci nie wyszło to trafiasz do czyśćca. Rozumiem. Wujek naprawdę kochał Leszka starał się wpoić mu prawdy wiary i uczył go co dobro a co zło. Aż w końcu wujek wysłał Leszka do szkoły ale powiedział że tylko do szóstej klasy będzie chodził bo potem sam go będzie uczył. Pewnego razu gdy Leszek wrócił ze szkoły zajrzał do pokoju wujka oczywiście nie specjalnie poszukiwał swojej przyjaciółki Joanny pogody. Wszedł i aż otworzył usta ze zdziwienia. W pokoju wujka leżały jakieś tajemnicze rzeczy oraz tajemniczy patyk. Dosyć długi czarny na końcach biały i obok niego na łóżku leżał zeszyt z jakąś instrukcją. Leszek podbiegł błyskawicznie i przeczytał jednym them zawartość zaznaczonej strony. A było tam napisane tak: "Magowie to nie ludzie. Jeśli chcesz spełnij swe trzy życzenia to zrób tak. Weź różdżkę wymów lub pomyśl trzy życzenia i wypowiedz zaklęcie machając rużdżką tak jak na rysunku". Zaklęcie było napisane jakimś niezmanym pismem a mimo to leszek nie wiadomo skąd poczuł jak by znał to pismo od zawsze. Znalazł rużdżkę pomyślał trzy rzyczenia. Chciałbym żeby mojej cioci od strony mamy u której mieszkałem wyskoczyły mrówki i chciałbym zagadać przez chwilę z rodzicami i chciał bym byśmy mieli z wujkiem mnustwo przygód. Wykrzyczał zaklęcie i machnął rużdżką tak jak na rysunku. Przez chwilę nic się nie działo a po chwili rozległ się świst zrobiło się kolorowo woku leszka. Coś zamigotało w powietrzu i leszek usłyszał mnustwo dziwnych dźwięków. Potem rozległ się dziwny donośny odgłos a puźniej seria takich dźwięków. Jednocześnie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Woku zawirowało przez chwilę okna z chukiem i trzaskiem otwierały się i zamykały wybuchały kaskady kolorowych świateł potem seria błysków wybuchy białego światła dziwne dźwięki i znuw kaskada błyskawic. Wszystko zakończył przeraźliwy chuk i świst i świetlne fajerwerki. Wszystko ucichło i po dłuższej chwili dał się słyszeć daleki groźny i donośny i słyszalny grzmot. Weszła do pokoju przyjaciułka leszka asia. A co tu się stało. Leszek stał oniemiały i dosyć przerarzony. Leszku co ty robisz z tą rużdżką w ręku? Ja ja no ja wybąkał tylko tyle leszek. Nagle weszła pani korniewicka i wujek leszka. Hej! Hej! A co tu wujek urwał i zobaczył leszka z rużdżką w ręku i swuj zeszyt. Co to ma znaczyć leszku? Co tu się stało skąd ten grzmot na pogodnym niebie? No bo bo ja znalazłem ten zeszyt gdy tu wszedłem szukając asi i och! Obym nigdy nie wyszedł z tego domu niezchowawszy zeszytu!! Krzyknął wujek lecąc jak bezwładny głaz na sofe. Wypowiedziałeś trzy rzyczenia? Zapytał słabym głosem wujek. Tak tak. Odpowiedział leszek. Pani korniewicka chwyciła swoją rużdżkę i krzyczała coś i machnęła straszliwie rużdżką. Buum! Chuknęło tak że wszystkie szyby z okien wyleciały. Udało się ale tylko częściowo wysapała pani korniewicka sprubujmy razem. Powiedział wujek i ku zdumieniu leszka wyciągnął z prawej kieszeni rużdżkę taką samą jaką miał w ręku leszek. Tą którą ty masz leszku to jest rużdżka zapasowa. I wielka szkoda że tak zostawiłem swoje rzeczy. Po chwili pani korniewicka i wujek leszka machnęli a raczej machali rużdżkami i wrzasnęli głośno na końcu. Rozległ się taki chuk że leszek i asia zemdlęli z przerażenia i ogłuszenia. Po chwili gdy leszek i asia oprzytomnieli wujek tak powiedział do leszka. Posłuchaj ja i pani korniewicka jesteśmy magami ale magami nie z tego świata. Przylecieliśmy z agorin tajemniczego świata. To znaczy postanowiłem być magiem i po jakimś czasie stało się to znaczy ja leszku i twoji rodzice niebyliśmy i nie jesteśmy ludźmi. Tak ale nie jesteśmy tacy źli jak biała czarownica bo twuj wujek i ja byliśmy wcześniej ludźmi a mimo to że nimi nie jesteśmy również kochamy Boga. Skończyła swuj długi wywud pani korniewicka. A ty leszku jesteś puł człowiekiem puł magiem. Nie chciałem ci tego mówić bo nie chciałem by zemsta pochłonęła cię bez reszty. To znaczy że jesteś magiem ale i człowiekiem rozumiesz? Wywołałeś tym zaklęciem jednego z magów mroku który będzie chciał cię albo zniszczyć albo wessać twoją moc o której nie wiesz. No i cuż my z tym zrobimy. Zamyślił się wujek. Nagle pani korniewicka wstała i podeszła do wujka i coś przez chwile ze sobą szeptali. Asia i leszek słyszeli tylko wyrwane słowa. Nie,on on nie jest gotowy. Nie to wykluczone. Powiedział wujek. Ale pomyśl a morze jednak. Ale floro pomyśl. Nie nie ja jestem pewna. Naprawde czyś z głupiała? Nono no! Czy myślisz że on da radę? Czy myślisz że a czy ty myślisz że on nieda rady? Przerwała wujkowi pani flora korniewicka. Jeszcze dłuższy czas ta szeptanina trwała aż w końcu asia ośmieliła się i rzekła. Chej nie szepczcie między sobą jakby nas tu nie było. Po zatym nie ładnie szeptać w towarzystwie. Masz rację asiu weś leszka do salonu i zjedzcie ciastka które tam postawił wujek. Czyli pan malinowski. Acha leszku zostaw rużdżkę dobrze? Zapytała pani korniewicka kończąc swoją proźbę odnośnie ciastek. Tak tak oczywiście. Odparł leszek. I razem z asią wyszli z pokoju.Rozdział2 narada. W salonie leszek i asia rozmawiali. I coś ty zrobił! Ta łatwo ci mówić ty nie urzyłaś różdżki! Ale chłopie kto ci kazał grzebać w rzeczach twojego wujka! No proszę. Taka przyjaciułka jak zemnie słoń w karawce. Och wybacz. Ja nie chciałam cię obrazić wybacz. Niema sprawy tylko daj mi to wielkie ciacho marcepanowe. Podzielimy się razem by podeprzeć naszą przyjaźń. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich pan malinowski. Chodź cie na gurę tam porozmawiamy. Nagurze pani flora dosypała ciastek i zaczęła się rozmowa. Rozmowa przy cherbacie. Leszku chcieliśmy ci coś powiedzieć. Ja i flora żecz jasna. Tak słucham. Powiedział leszek. Tak jak już mówiliśmy nie jesteśmy z tego świata. Ja i Flora jesteśmy… Tak wiem wiem. Z agorin. Powiedział leszek. Tak i będziemy musieli wyruszyć w podróż ale to nie jest pewne. Narazie będziemy obserwować. A co? Zapytał leszek. Wszystko. Powiedział wujek. Skończyły się ciastka! Zawołała smętnie asia. Och!! Zjadłaś wszystkie? Sama? Ja zjadłem trzy. Odezwał się wujek leszka. Ja pujdę do sklepu. Oświadczyłleszek i już pochwili szedł ulicą. Gdy wracał już ze sklepu nagle na bramie domu zobaczył napis. Który brzmiał. "fulmine! Fulmine mortis mortis. Nagle szyba nadrugim piętrze kamienicy obok pękła z trzaskiem a na bramie pojawił się napis popolsku. "zemsta nalerzy domnie jestem wolny! Przerażony leszek wbiegł do domu i opowiedział zebranym co widział. Wszyscy na miejsca! Wrzasnął pan malinowski i pomamrotał coś do siebie a potem rzekł. Muszę coś zrobić ty floro zostań z leszkiem a ty asiu wyjdź. Pan malinowski wyjął z tylnej kieszeni wiszących na wieszaku jinsów pudełko. Otworzył je i z jego wnętrza coś błysnęło. Ale Pan malinowski tylko krzyknął. Gavaichir pomuż!! Nagle po tym jak wujek leszka zamknął pudełko zaszumiało wybuchnęła z cichym pstryknięciem kaskada brązowo-białego światła i pojawił się orzeł. Ogromnych rozmiarów. Noo! witaj janie co się stało? Chodzi o mojego siostrzeńca. No tak! Ten mały nieźle namieszał. Król agorin wyruszył w podróż dokąd niewiem. Niektórzy w królestwie spekulują że do narni. Tylko ty morzesz nam pomuc. No no no!! Nie jestem Bogiem. Ale tylko ty wiesz gdzie a raczej co się stało z aramisem i gdzie się on znajduje. Tak lecz niemam za durzo czasu i tojest armis a nie aramis. Och tak tak armis. Ale aramisa terz szukam. To strażnik no strażnik kufra cudów. Cicho! niepaplaj. Pomogę wam dowidzenia bo zachwile wszystko wypaplasz ale niemartw się przegonię mrok na tyle byście po miesiącu wyjechali wiesz gdzie. Tak. Żegnaj. Dowidzenia. Znów błysnęło aż zabolały leszka oczy zaszumiało zagwizdało i wybuchnęła feeria barw i gavaichir zniknął. Na podłodze coś błysnęło. Coto jest? Zapytał leszek. Nieruszaj to się pojawia gdy znika gavaichir. Zachwilę zniknie. Odparł pan malinowski. Wyglądała ta rzecz araczej to coś jak to nazwał pan malinowski jak niedurzych rozmiarów moneta. Wydzielała światło i bzyczała. Pochwili pyknęło i po monecie niebyło śladu. Za miesiąc ruszamy. Powiedział pan malinowski. Gdzie? Zapytał leszek. Do agorin. Rozdział3 incydent przy studni.
Oto moje opowiadanie czy terz raczej opowieść które ocaliłem z klangobloga. miłej lektóry. Fantastyczno-muzyczna przygoda śpiewacza tajemnicza jaskinia. rozdział1 Pamiętacie jak andrzej i rafał byli w muzylandi oto ich nowe przygody. Rafał i andrzej znów spotkali się na chórze pamiętacie że andrzej sięnazywa feliński a rafał węsierski. Pani martyna w muzylandi pani tyrtynka czarodziejka zaczęła prowadzić chór. Po chórze poprosiła rafała i andrzeja aby się z panią martyną spotkali. Podobało wam się w muzylandi? Tak. Powiedział rafał. Tak tak. Stwierdził andrzej. Dobrze. Chwyćcie się za ręce a ja zrobię hokus pokus. A z czym? Z telefonem. Pani martyna zaczęła miarowo naciskać klawisze swojego telefonu komurkowego 1,3,4,8,8,24,4. Wtem coś chłopaków poderwało i wraz z panią martyną przelecieli przez ekranik telefonu komurkowego. Lot był niesamowity pełen barw i cieni wszyscy wirowali
aż w końcu wypadli z obłoku.
No tak właśnie podrużóje.Powiedziała Pani martyna.
To było niesamowite. Powiedział andrzej. Taktak. Potwierdził rafał
tylko wy używaliście naszyjnika powiedziała Pani Martyna.
Ale jesteśmy na trawie cali i bezpieczni.
Powiedziała pani martyna. Pani martyna rafał oraz andrzej ruszyli w stronę zamku. Co u was słychać? zapytał rafał. Unas wszystko w porządku. Powiedziała Pani martyna. Niedługo będzie letnio-wiosenny rytułał muzyczno-magiczny wielką rolę grają w nim basiści. Okurcze super. Stwierdził andrzej. A czy to nie jest niebezpieczne? Zapytał rafał. Ależ skond. Powiedziała Pani martyna. A jak się czuje magiczny chór? Zapytał rafał. Chór czuje się dobrze. A jak czuje się barrak? Znim wszystko w porządku. Pani martyna rafał i andrzej doszli do zamku. Rozgośćcie się. Powiedziała pani martyna zaras wam pomogę. W krudce chłopcy siedzieli już w komnatach i cieszyli się latem pod czas gdy na ziemi była wiosna. W muzylandi jest mała różnica pór roku. Gdy u nas zima u nich jesień itd.
ciekawe kiedy będzie ten cudny rytuał. Powiedział rafał Haha ha zabawne cudny haha-cudny. Krztusząc się ze śmiehu powiedział andrzej. Ale ty masz gadane. No no żebyś wiedział. Jak tam chłopcy? Zapytała pani martyna. Wszystko w porządku? Tak tak wszystko w porzo. Powiedział andrzej. A cuż to za luzacki styl? Powiedziała pani martyna śmiejąc się. A my tak sobie. No dobrze za 40dni o godzinie13:47 odbędzie się cudny rytuał.Czyż nie tak rafale? Zapytała Pani martyna. Aaa noo jaano dobrze dobrze. Tym czasem przypomnicie sobie jak używać magii muzyki. Powiedziała Pani martyna. rozdział2 Pani martyna zebrała rafała i andrzeja w wielkiej tronowej sali przywoławszy chór magiczny,czyli chór królowej muzyki rozpoczęła ćwiczenia. No dalej rafał spróbuj zaśpiewać magiczno-muzyczny trujdźwięk. Powiedziała Pani martyna czyli pani tyrtynka czarodziejka. Udało się. Dalsze ćwiczenia szły świetnie. Sprubujcie wyśpiewać ścianę ognia musicie urzyć do tego bemoli. Powiedziała Pani martyna. I to również się udało. Potem ćwiczyliśmy śpiewną teleportację i różne inne nie zwykłe rzeczy. Andrzej i rafał wykonali pasaż c-dur i powstało koło teleportacji. Minęło 40dni. Pani martyna rozpoczęła rytułał. Chór śpiewał a w głowach andrzeja i rafała pojawił się pisany ognistymi literami tekst. Niech radość jak blask świeci a słońce błyszczy pięknie jak “diamentdrogi”. Wtym momencie zaczęły dziać się nie samowite rzeczy. Ziemia zaczęła drżeć a w oku chłopaków i chórzystów pojawił się ognisty trujkąt i świetlny kwadrat. Wpewnej chwili jeden z basistów zakaszlał. Nagle coś chuknęło i rozwarła się ziemia. Ognisty trujkąt i świetlisty kwadrat wybuchły. Ziemia zwarła się na powrót a w miejscu rozwarcia pojawiła się jaskinia. Z jej kwadratowego wejścia buchał przez chwilę dym. Cośty narobił! Krzyknęła pani martyna. Oj nic zaschło mi w gardle. Powiedział basista. To źle wruży. Powiedziała pani martyna. Musimy wykonać odpowiednie działania aby sprawdzić czy ta jaskinia jest bezpieczna. Powiedziała pani martyna. Rafał andrzej i chórzyści wykonajcie śpiewny blask. Powiedziała pani martyna. Rafał i andrzej od razu wzięli się do roboty i wszyscy zobaczyli jak nad jaskinią pojawił się czerwony dym i rozległ się głos. Nie wchodźcie do tej jaskini gdyż to jest przejście do świata orzywiania zła! Potem czerwony dym zniknął a barrak za szczekał. Wpuśćcie mnie. Wrzyciu za rzadne skarby. Powiedziała pani martyna. Rozdział3 Barrak chciał się ydostać ze smyczy ale pani martyna wydała z siebie C trzykreślne i barrak upadł i zasnął. Pamiętacie że barrak został pokonany i zmieniony w szczeniaka. Jaskinia to jest wejście do świata zła i czarnychcieni których jest bardzo mało ale tam jest źrudło mocy dzięki któremu barrak mógł by wrócić do własnej postaci. Pani martyna śpiewem wyczarowała magiczną kamere która wleciała do jaskini a po chwili wróciła. No cuż trzeba się tej jaskini jakoś pozbyć. Powiedziała pani martyna. Dlatego udamy się w tym celu do pod wodnego królestwa królowej moirany. Powiedziała pani martyna do rafała i andrzeja. Polecimy na dźwięku z trujdźwięku C-dur. Potem pani martyna zaśpiewała na lala c,e,g f,a,c Itd. Nagle chłopaków poderwało wgurę tak szypko że poczuli jak rzołądki idą im do gardła. Poczuli że lecą naprzud prawie z prendkością światła. Po dłuższej podruży pani martyna i chłopcy dotarli nad rzekę. No to jesteśmy. Powiedziała pani martyna. Do pod wodnego królestwa nie będzie łatwo się dostać. A dla czego? Zapytał rafał. Dla tego że my ludzie nie oddychamy pod wodą. Ale jest nato sposub srebrzyste jagody. Powiedziała pani martyna. Srebrzyste jagody rosną nad rzeką tuż przed wami. Rafał i andrzej zhylili się i znaleźli dziwne kulki bardzo twarde. Brawo! Krzyknęła pani martyna. Teraz musicie je wziąć do ust i trzymać do puki nie dotrzemy do pod wodnego królestwa będziemy się porozumiewać telepatycznie. Powiedziała pani martyna. Chłopaki wzięli jagody do ust i wskoczyli do wody. Trzeba będzie znaleźć wejście tam już będziemy mogli spokojnie oddychać. Powiedziała telepatycznie pani martyna. Musimy znaleść złotą skałę tam jest wejście. Powiedziała pani martyna. Przez jakiś czas chłopcy i pani martyna brodzili w wodzie zanurzeni aż po nos. Aż nagle rafał potknął się na skale. Brawo znalazłeś złotą skałę. Powiedziała pani martyna. Teraz naciśnij ten kwadrat ktury dotykasz. Rafał nacisnął i skała rozwarła się przed nimi. Pani martyna i chłopcy weszli do skały i przeszli przez srebrną mgłę przez chwilę jak by lecieli aż wylądowali na malahitowej płycie. rozdział4 Morzecie wypluć jagody. Powiedziała pani martyna już normalnie. Fajnie morzemy już oddychać. Powiedzieli ruwnocześnie rafał i andrzej. Pani martyna poprowadziła ich przez dziwne miejsca aż wszyscy doszli do zamku królowei moirany. Weszli przez ogromne drzwi i szybko zostali przyjęci. Witaj królowo muzyki. Powiedziała moirana. Czego sobie rzyczysz. Mam proźbę co mamy zrobić nie udał się rytułał i powstało wejście do świata orzywiania zła. No i co? Zapytała moirana. No i mamypytanie co zrobić z tą jaskinią? Powiem ci ale pod warunkiem że porzyczyż mi swuj flet. Chcę po rozmawiać zesłonecznym królem. Powiedziała moirana. Dobrze a kiedy mi go oddasz? Oddamci go jutro przybędzie rusałka i ci go przyniesie. Powiedziała moirana. Zgoda. Pani martyna wyjęła flet i dała go moiranie. Musicie zrobić tak. W środku jaskini są magiczne drzwi w kształcie wiru. Powiedziała moirana. Musicie zaśpiewać serenade zniszczenia. To to straszne! Krzyknęła pani martyna no ale jak trzeba to trzeba. Dzięki zaklęciu moirany wszyscy wydostali się na powieszchnię. Potem wszyscy ruszyli w stronę jaskini. rozdział5 Po krutkiej chwili pani martyna i chłopcy dotarli do jaskini. Choćcie. Powiedziała pani martyna. Ruszamy trzeba zaśpiewać serenadę zniszczenia. Wszyscy weszli do jaskini i po dłuższej wędrówce znaleźli wir. No dobra rafał i andrzej słuchajcie. Ja będę potrzebowała waszej pomocy. Powiedziała pani martyna. Musimy stworzyć hiper dysonans dla tego rafał i andrzej wykonacie sekundę małą a ja zrobie resztę. Powiedziała pani martyna. Chłopcy raźno wzięli się do pracy a pani martyna zaczęła wydobywać z siebie straszne dźwięki. Wgłowach śpiewających ukazał się taki tekst. “niech wszystko zginie niech wszystko zczeźnie” Wtym momęcie wir z chukiem eksplodował a jaskinia zaczęła się zawalać. Uciekajmy! Wrzasnął rafał. Jeszcze chwila. Powiedziała pani martyna. Barrak skoro tak chciałeś masz. Powiedziała pani martyna wrzucając barraka w prost do dziwnej masy która została po wirze. Po chwili wynurzył się z tej masy zwykły szczeniak. Potem wszyscy uciekli z zawalającej się jaskini. W zamku pani martyna powiedziała. No moji kochani czas wracać. Nie nie tylko nie to! Krzyczeli i lamentowali rafał i andrzej. Cieszę się że wam się u mnie podoba ale wiecie sami. A po zatym muszę prowadzić chór. Powiedziała pani martyna. Przecierz spotkamy się na chórze. Pani martyna zaśpiewała Cdwukreślne i trzykreślne i po chwili pojawił się przed chłopcami wir. No wracajmy. Powiedziała panimartyna i chłopcy w skoczyli w wir. Przez chwilę spadali w duł z zawrotną prędkością aż nagle znaleźli się na krzesłach w sali w której spotkali się po chórze. Chłopcy spostrzegli że nie było ich tylko 5minut. No wracajcie do siebie jeszcze się spotkamy. Do widzenia. Powiedzieli sobie chłopcy i pani martyna. Lecz jeśli pani nie kłamała jeszcze się spotkamy i chłopcy przerzyją nie zwykłe przygody. Do zobaczenia…
Rafał Węsierski
Szkoła bardów.
Tom pierwszy.
Historia złotego gryfa.
Prolog.
Na równinie szalała burza. Jak okiem sięgnąć wszystko było zalane strumieniami deszczu.
Oparty o drzewo stał młody mężczyzna. Był jakby w letargu.
Nagle wyprostował się i wyciągnął z za pazuchy lutnię. To dzięki niej się otrząsnął gdyż uwierała go dość mocno.
Obejrzał ją. Miała piękny złoty gryf. I mnustwo rzeźbień. Mężczyzna trącił palcami struny. Zauważył również, że jest mu bardzo zimno. To terz szczelniej okrył się płaszczem. Starym i połatanym. Poczym zagrał na lutni jakąś melodję. Wiem, że moc muzyki nie jest do trywialnych potrzeb. Powiedział do siebie. Ale ja muszę jakoś sobie poradzić. stary dyrektor szkoły bardów niema nawet pojęcia jak niebezpieczna była ta misja. Mogłem stracić życie. Zagrał melodię jeszcze raz. Dźwięk lutni poniusł się echem. Wtem poczuł jakby dodatkowy płaszcz w oku siebie. Rozejrzał się ale niczego niezobaczył. Wiedział, że to moc tej melodii to sprawiła. Że jest mu cieplej. Bardowie byli kiedyś zwykłymi pieśniarzami i są nadal. Monologował sam do siebie. Ale pewnego dnia jeden z nich odkrył jak niezwykła jest moc muzyki. I doczego może służyć. Tylko specjalne cudowne pieśni mogą zrobić coś niezwykłego. Jak Np. Przywoływać pomocników niezwykłych i wiele więcej. Tylko osoba która czuje w sobie dar mózyki może taką pieśń zagrać lub też zaśpiewać. Niektórzy takiego daru niemają. Tak im się wydaje. Rodzi on się nagle w nich samych. Wybucha jak płomień i niegaśnie. Ale są też mroczne siły które chcą taki dar posiąść na własność. I dlatego powstała drużyna światła i powstały szkoły. Magów, druidów, mnichów, i bardów. Ta ostatnia zrzesza młodych niepotrafiących dokładnie używać swego daru albo młodych by nauczyć ich walki ze złem za pomocą swych pieśni. Mężczyzna przestał monologować Podniusł leżący do tej pory na ziemi plecak, wsadził doń lutnię i rószył w dal.
Rozdział pierwszy. Tajemnicze wydarzenie.
Galen był chłopcem o rudej czuprynie i piegowatej twarzy. Lubił zabawy i różne igraszki. Mieszkał na farmie z ojcem i interesował się wszystkim co niezwykłe. Zwłaszcza muzyką. Kim są bardowie? Dlaczego oni mogą podobno według legend robić żeczy niezwykłe? Pytał swego ojca starego gorrina. Tylko melodia wspomagana przez czyste serce, moc uczucia i prawość w takim człowieku może dokonać takich cudów. Mawiał w tedy dobrotliwie gorrin. Bo i była to prawda. Ale stary gorrin domyślał się czemu Galen interesuje się druidami i bardami. Jego żona znalazła go na progu ich dawnego domu. Galen tego niewiedział ale przybrany jego ojciec domyślał się, że musi kiedyś opowiedzieć chłopcu o wszystkim. I musi mu powiedzieć prawdę.
Mam świetny Pomysł Galenie. Ojciec tak odezwał się któregoś dnia do Chłopca. Ty lubisz śpiewać prawda? Za trzy dni odbędzie się festyn w którym będą mogli wystąpić tacy chłopcy jak ty. Co ty na to? Oczywiście że tak! Oblicze Galena pokrył uśmiech radości.
Chłopiec był zachwycony.
I muszę wyznać ci coś jeszcze. Oblicze gorina pokryła chmóra smutku. Coś się stało tatusiu? Zapytał Galen. No właśnie. Mruknął do siebie starszy mężczyzna poczym, powiedział prawdę Chłopcu. Ja i Anna od zawsze pragnęliśmy dziecka, ale go nie dostaliśmy. Aż tu nagle, po jednej burzliwej nocy Anna otwiera drzwi i patrzy. A tu na progu ty Galenie. Coś podobnego. Przygarnęliśmy cię bo los nie obdarzył nas potomkiem. Galen milczał chwilę. Wkońcu rzekł: Noto co. Fajnie, że ty mnie znalazłeś a nie jakiś grubianin. Po czym z radością w oczach uściskał swego przybranego ojca. Gorinowi aż łzy pociekły z oczu. Szybko je jednak otarł i powiedział. Gotowy na festyn?
***
Festyn był cudowny. Karuzele zabawy turniej śpiewu, na który zgłosił się Galen, oraz mnustwo pyszności.
Właśnie chłopiec stał przed jednym ze straganów gdzie stary śpiewak pokazywał swoje towary. Jaka piękna lutnia! Krzyknął zachwycony.
Nie stać mnie na nią. Z uśmiechem powiedział gorin.
Galen jeszcze przez chwile oglądał instrument, kiedy nagle rozległ się głos herolda. Uwaga uwaga! Za chwile rozpoczynamy turniej śpiewaczy! Kto chętny zapraszamy pod scenę! Już czas. Powiedział starzec i zaprowadził chłopca pod scenę. Była to ogromna kwadratowa płyta z drewna, postawiona na czterech wysokich balach. Ty chcesz śpiewać? Zapytał jeden z sędziów.
A co w tym dziwnego? Zapytał Galen. Gorin przez chwilę rozmawiał z mężczyznami aż wkońcu jeden rzekł. Zgoda. Spisz się dobrze. Powiedział starzec klepiąc chłopca po ramieniu.
Witajcie. Chcę wam pokazać początek drugiej części niesamowitych opowieści z krainy mirn. To dopiero
dwa rozdziały. Jeśli chcecie piszcie w komentarzach co byście chcieli żeby w tym rozdziale jeszcze się
znalazło. Drugi rozdział oczywiście jest o szkole z internatem w której bohaterki są. Przeczytajcie i
wypowiedzcie się proszę. Tylko proszę konstruktywnie. A teraz zapraszam. Niesamowite opowieści z krainy Mirn. Część druga.
Podwodna przygoda.
Rozdział pierwszy. Nuda.
Szkoła z internatem imienia profesor anny jaworskiej w poznaniu była prawie pusta. Połowa szkoły wyjechała na ferje świąteczne, po za dwiema dziewczynkami. Basia siedziała w obitym boazerją pokoju i tupała lekko obutymi w czerwone pantofle stopami w puchaty dywan, wyściełający cały pokuj. To co z tego.
Myślała sobie. To co z tego że Chankę przeniesiono do mojej szkoły. Przez ten niezwykły świat Mirn w którym miałam okazję być chwilkę, Chania traktuje mnie jak nie z pełna rozumu. A to przecież nie prawda. Pokój Basi i Chani, nie wyróżniał się niczym szczegulnym. Puchaty dywan na podłodze, kilka biurek połączonych z szafkami. Na jednej z nich stało radio. Dokładnie to było małe tranzystorowe radyjko. Najzwyczajniejsze w świecie. Znudzona dziewczynka wstała, i zdjęła radio z szafki. Włączyła je pstryczkiem na obudowie. Po czym popłynęła głośno muzyka i słowa spikera. "Witamy was gorąco w dzisiejszy dzień! Śniegu napadało tyle, że można by było zrobić sobie iglo!. Może wszyscy przejdziemy z naszych domów do takich iglo? Dlaczego mówię o śniegu? To przecież jasne! Już nie długo święta Bożego narodzenia". Basia zciszyła radio i przyłożyła je do ucha. Z urządzonka tym razem popłynęła piosenka świąteczna. "The last christmas." Dziewczynka słuchała czas jakiś.
Nagle, miała wrażenie że dźwięk radyjka się od niej oddala, więc przycisnęła go mocniej do ucha. W tym momęcie pokój zniknął z widzenia Basi. Tencza kolorów objęła wszystko do okoła. Barwy lśniły kolory migotały, odcienie i barwy pulsowały blaskiem. Wszystko to było nie samowite. Basia miała wrażenie że przemieszcza się w powietrzu, a jednocześnie że w cale nie rusza się ze swojego krzesła. A jednocześnie czuła, że zapada się w coś jakby w otchłań.
Przed oczami zdumionej dziewczynki przelatywały kolory i nieznane dotąd obrazy i kształty. Wtem, zapadła ciemność. A już po chwili oczy Basi poraził blask. Był tak jaskrawy że musiała zamknąć oczy. Po jakimś czasie otworzyła je, ale blask był nadal zbyt oślepiający. Przymrużyła więc powieki i rozejrzała się do okoła. Alesz tak! Krzyknęła z zachwytem. Ten blask, no oczywiście! Że też byłam taka głupia że go od razu nie rozpoznałam. Ach! Jednak się nie pomyliłam! To Mirn! Mirn mi się nie przywidział. Jaka szkoda! Nie ma tu Chani. Uwierzyła by mi napewno! W tym momęcie usłyszała głos. Głos bogaty i głęboki. Witaj Basiu.
Boronie! Krzyknęła basia. Tak. To ja. Narazie musisz wrucić do luckiego świata. Musisz zprowadzić tutaj Chanię. Ale, ale ja nie potrafię jej zmusić. Napewno sobie poradzisz. A potem ty chwycisz po niej ten sprzent i tu wrócisz. A narazie,. Nie! Krzyknęła dziewczynka, ale było już zapuźno. Lampart dmuchnął w nią i otoczyła ją srebrna mgła. Przez chwile się w niej unosiła a potem nagle lucki świat wrócił. Głos z radyjka uderzył w Basię jak młot. Upadła na łóżko i usłyszała głos chani. Co ty wyrabiasz! Chcesz zepsuć radio?! A po za tym przez ciebie mam omamy. Jak tu weszłam to myślałam że ciebie tu nie ma. Nawet łużko było puste tylko hmm. Radio wisiało w powietrzu? Nie nie. Napewno mi się wydawało.
Rozdział drugi. Brak niezwykłych zjawisk, czyli zwykłe żeczy w zwykłym świecie.
Chania spojrzała jeszcze raz na Basię. A w ogule chciałam ci powiedzieć że czas już na kolację. Dobrze. Powiedziała Basia i wyszła z pokoju. Korytarz był tak samo obity boazerją jak pokoje uczniów. Nic się nie zmieniało pod tym względem. Dziewczynki raźno szły przed siebie przez zimny i pusty gmach szkoły.
Potem schodami w dół i wprost przed siebie do ogromnej jadalni. Ależ tu zimno. Powiedziała Basia. Jak zwykle. Prychnęła Chania. Obie za siadły do stołu pomalowanego na regulaminową zieleń. Wszystkie drzwi w pokojach i w całej szkole oraz szafki i stłoły miały mieć zielony kolor i jakto twierdziła dyrektorka szkoły z internatem: "Aby uczniowie mieli wrażenie bycia na łonie natury." Na kolację była pizza znów ich opiekunkom nie chciało się gotować. Chociarz kuchnia była porządnie wyposarzona.
Nie martw cie się. Powiedziała Pani julia. Na wigilję się na jecie.
Chania Westchnęła smutno i zaczęła jeść pizzę. Basia na tomiast zaczęła wybrzydzać, że nie z serem. Pani Julia rzekła: Ochocho?! Kto to widział tak wybrzydzać młoda panno.
***
Następnego dnia obie siedządz w klasie rozwiązywały jakieś działania matematyczne.
Ech nudy. Stwierdziła Chania. Taa Powiedziała siedząca obok niej Basia.
Moje Panny! Nagle rozległ się głos nauczycielki. Jeśli już zakończyłyście tę jakże interesującą rozmowę, zaprosiła bym was do dokończenia dziań matematycznych napisanych na tablicy.
Channo, powiedzmi jaki jest wynik? Pi razy drzwi. Odpowiedziała Chania wciskając nos jaknajmocniej w podręcznik. W klasie rozległ się śmiech kilku uczniów. Bo go za smarkasz. Powiedział jakiś chłopak w wieku lat szesnastu.
***
Czy ty myślisz smarkulo że ja będę tolerować twoje wyskoki! Myślisz sobie że nasza szkoła to kurort wypoczynkowy! Tak zaczęła krzyczeć wychowawczyni Chani. Nie. Odpowiedziała. Myślę, że to jest podła buda, w której pies nawet nie chciał by siedzieć.
Gdyby rodzice nie wyjechali znów do niemiec, to siedziała bym teraz w domu niedaleko miasta Płońsk, i ubierała bym choinkę.
***
Basia siedziała właśnie w pokoju, gdy wtem drzwi rozwarły się z chrzęstem i skrzypieniem i wtargnęła Chania. Bezsłowa usiadła na łużku i zaczęła płakać.
Nie martw się Chanka. Prubowała ją pocieszać Barbara.
Już nie długo oni nam za wszystko zapłacą. A może, Powiedziała nie śmiało, Nie!
Nic nie mów Baśka. Chcę posiedzieć sama. W ciszy i spokoju. Może idź się prze spaceruj czy coś?
Po chwili zamknęły się drzwi. i nastała cisza.
Wszyscy myślą w tej szkole, że jestem taka głupia. Myślą, że poza nią niedała bym sobie rady.
A właśnie że tak! Chanka w przypływie smutku i wściekłości krzyknęła i uniosła w górę zaciśnięte pięści.
Mamo! Tato! Dlaczego znowu nas zostawiliście co?! Myślicie że nam tu dobrze?! Ja już mam tej szkoły dość!
Po czym otworzyła drzwi i powtórzyła swój gniewny krzyk na korytarzu.
***
Świetlica była pusta. Było w niej zimno, gdyż Pani dyrektor nie włączyła ogrzewania.
Jest Pani tego pewna? Zapytała kobieta siedząca najbliżej Dyrektorki.
Miała Twarz bez wyrazu i lekko zmróżone piwne oczy.
Tak. Jestem tego apsolutnie pewna.
Powiedziała Pani dyrektor. Miała worki pod niebieskimi oczami. Ale mimo to prezentowała na dal postawę kobiety wojowniczki.
Zatem dobrze.
Earth dawn: Moje fanfiction.
Prolog. Bezkresne równiny.
Na zalanej ciemnością ziemi którą wszyscy Zwali bezkresnymi równinami albo niebezpieczną krainą Panowała nieprzenikniona cisza.
Nagle Pojawiły się jakieś cienie. Było ich dwóch.
Poruszali się bezszelestnie aby niezakłucić martwej ciszy. Drzewa ledwo szumiały poruszane lekkim wiaterkiem.
Natura zdaje się też podzielała obawę wędrowców że Najmniejszy szmer mógł by zpowodować coś złego.
Po dokładnym przyjżeniu się można było zauważyć że jeden z cieni miał nasobie kaptur. Podnim ledwo dostrzegalna była widoczna twarz. Twarz kobiety.
Drugi zaś mógł być mężczyzną. Mandurinie? Zapytała szeptem kobieta. Tak? Odpowiedział szeptem ten drugi. Był mężczyzną w kwiecie wieku. I Miało się wrażenie że niesie coś na plecach.
Tak! To był plecak.
Zrobiony z grubej skóry Nieprzemakalny i chyba jak można było się domyślić dość pojemny. Coś się stało Eralin? Zapytał. Nic. Wydawało mi się że słyszałam wycie wilka. Odparła tamta.
Wtem z za drzew wyłoniły się dwa ogromne wilki. Jeden był kudłaty a drugi miał jasno-szarą sierść. Broń się Eralin! Krzyknął mężczyzna odchylając płaszcz i wyciągając długi jednoręczny topór.
Kobieta wyciągnęła przed siebie ręce. Skupiła się a potem coś krzyknęła. Rozległ się ostry świst i na dwa wilki spadł grad ostrych jak sztylety odłamków kryształowych. Puźniej Eralin dobyła lekkiego stalowego miecza i zaczęła rąbać na prawo i lewo.
Nagle Mandurin Wydał z siebie ostry Krzyk i przewrócił się na plecy. Mandurin! Nie! Zakrzyczała kobieta przypadając do mężczyzny.
Eralin idź do Travaru otwóż portal i…
Mężczyzna niedokończył. Jasno-szary wilk skoczył na niego i przegryzł mu gardło. Eralin rąbneła go w głowę mieczem i rozpłatała ją na dwoje.
Potem łatwo rozprawiła się z drugim wilkiem który już pochwili leżał we własnej krwi.
Rozdział pierwszy. Niezwykłe spodkanie.
Ulice Miasta Vivane stolicy Terrańskiego imperjum były jak zawsze tłoczne. Wszędzie chók i gwar.
Jedną z takich ulic szedł człowiek. Mężczyzna? nie! To elf.
Tak jest. Był to lekki bystry elf. Niemiał plecaka, ale był ubrany dość schludnie.
Jasna koszula opinała jego tors a spodnie mimo że wyglądały na nieco przypruszone pyłem z dróg,to jednak miały w sobie elegancję i nieraziły ani prostotą ani brudem.
Elf ten miał nasobie jakąś szatę. po dokładnym przyjżeniu się można było na niej rozpoznać herb akademi magii. Tak tak! To niebujda Wielu sławnych ludzi i elfów oraz tskrangów Jaszczuro-człeków którzy mieli ogony z tyłó Chodziło do tej Sławnej i znanej akademii.
Więdz mieszkańców Vivane i okolic niedziwiła ta okazała aczkolwiek skromna szata.
Przysobie elf ten miał czarny inkrustowany topur i drwalską siekierę.
A wkieszeni pokaźną sumkę złotych,srebrnych, i miedzianych monet.
Dziwicie się zapewne poco magowi drwalska siekiera? Otóż kiedyś był ówczesny mag drwalem. Tak tak! Drwalem! I to dobrego gatónku.
Jak miał ten elf na imię pytacie? Ano. Miał imię jak każdy. Shermin takie było jego miano.
Shermin przystanął na chwile spojrzał przeciągle na szyld na jednej z karczm a potem rószył dalej. Nagle uczół potężne klepnięcie w plecy. Obrócił się i osłupiał.
Zobaczył przed sobą barczystego mężczyznę z bląd włosami które niesworne sterczały na wszystkie strony.
Mężczyzna miał przypięte dwie odznaki. Jedną wędkarską a drugą wskazującą nato że należy do gildji najemników. Mirol! Krzyknął elf śmiejąc się i klepiąc mężczyzne po plecach.
Gdzieśty był!? Tak dawno cię niewidziałem stary przyjacielu!
Mirol Roześmiał się głośno. A pamiętasz jak bagniaki biliśmy? Pewnie! Odrzekł Shermin wybuchając niepowstrzymywanym już śmiechem.
Co tu robisz? Zapytał Mirola Shermin. A wiesz… Interesy najemnicze. Hahaha. Odparł Mirol. A ty? Ja? zdziwił się elf.
Ja mam zadanie. Znaleźć starego arcyrektora akademii.
Ach oni ci żyć niedadzą te kutwy. Powiedział Mirol.
Shermin aż opluł się ze śmiechu. Oj,oj, stary ja pęknę zachwile hahahahaha!
Śmiał się do rozpuku Shermin.
Dobra dobra choćmy lepiej do karczmy tam pogadamy. Powiedział elf.
Pociągnął Mirola w boczną uliczke jedną z wielu jakie w tym mieście istnieją. Naco masz ochotę Mirolu? Zapytał Shermin stając przed karczmą.
Na łososia.
***
Po obfitym posiłku elf i człowiek spacerowali ulicami miasta rozprawiając otym i owym. Aż dotarli do starego budynku wktórym krył się stary arcyrektor akademi magii.
Panie oestelliarze! Zawołał Shermin.
Czego chcesz! Odezwał się głos gdzieś z oddali. Potrzebują pana w akademii! Chwilę puźniej już trujka towarzyszy rószyła w stronę Potężnego budynku akademi magii przepychając się przez ulice miasta.
Rozdział drugi. Szamanka.
Nagle drzwi do gabinetu rektora otworzyły się bez ostrzeżenia i stanęli w nich trzej osobnicy. Elf i dwaj mężczyźni.
Bardzo przepraszamy. Powiedzieli elf i człowiek. To jest oczywiście w twoim stylu sherminie. Prawda? Wszyscy usłyszeli sarkastyczny głos należący do kobiety.
Wyłoniła się z zabiurka i Shermin poznał ją odrazu. Oczywiście że tak Szemesz. A w twoim stylu jest być podłą, sarkastyczną i wredną. Zakończył elf.
Jestem Dawnym rektorem… Tak tak. Przerwała gościowi Szemesz. Oczekiwaliśmy na Pana.
Czego odemnie chcecie? zapytał Oesteliar.
Chcielibyśmy, by Pan został naszym arcyrektorem zpowrotem. Dokończyła. Hej! To oni go wyrzucili? zapytał szeptem Mirol który stał w drzwiach nieco dalej gdyż strażnik niepozwolił mu wejść. To nie Pana sprawa panie najemniku. Powiedziała szemesz.
Panno szamanko. Powiedział Shermin. Proszę By Pani niebyła zbyt surowa dla naszego gościa Mirola. Tak czy Tak jest on strudzony I w podróży. I jest mojim gościem. Panie Oesteliarze? Zwrócił się Shermin do nowego arcy rektora. Czy Mogę przyjąć na dwa dni tego oto mężczyznę? Był bym rad go gościć. Jak Pan wie, Pomógł mi wiele razy. Więdz usilnie proszę by przez dwa dni był tu jako gość. Potem, pujdzie swoją drogą. Chyba niezamierzasz iść z nim Sherminie prawda? Znasz przecież zasady akademii. Niemożna wyjźć z akademii bez podania poważnego powodu. Czyż nie?
Shermin się skrzywił. Czy ona zawsze musi mieć rację?
Po twojej minie poznaje że chciałeś z nim iźć. No i co z tego? Ale jest też zasada by zarozumiałe białogłowy traktować jak powietrze.
Mirol parsknął śmiechem.
Sherminie? Ozwał się Oesteliar.
Niestety Szemesz ma rację. Ugościmy twojego przyjaciela ale jeśli dobrze widzę to tu w dokumentach jest napisane że masz jeszcze sporo nauki tak?
Szemesz kiwnęła głową. A pozatym Twoja nieuprzejmość aż razi. Dodała po chwili ciszy.
Będziesz mógł wyruszyć z mirolem jeśli zdasz egzamin na końcu miesiąca. Powiedział arcyrektor. Szemesz uśmiechnęła się cynicznie.
Uxawie? Powiedział Shermin. Zaprowadź naszego gościa Mirola do pokojów gościnnych.
Rozdział trzeci. Nauka to potęgi klócz.
Nauka w Magicznej akademii nienależy do łatwej. Czytanie wielkich ksiąg, Badanie chemikaljów, Uczenie się nowych zaklęć i wiele,wiele więcej. Shermin właśnie zakończył kolejny dzień nauki i wyszedł z sali badawczej. Zamieżał udać się do pokojów gościnnych by porozmawiać ze swoim starym przyjacielem Mirolem.
Wtem zagrodziła mu drogę Szemesz.
Aczego tymrazem chcesz? Zapytał ją. Poraz pierwszy dokładnie jej się przyjżał.
Sprawiała wrażenie ciągle głodnej. Blada twarz zaciśnięte usta i Czerwone powieki oczy zaś niebieskie. Jakby płakała. Chcę, Powiedziała. Byś udał się do wymiaru astralnego. Co?! Oszalałaś!? Czy wiesz że, w wymiarze astralnym jest mnóstwo niebezpieczeństw? Czy wiesz że chorrory oraz ich konstrukty czekają by nam zadać bul i cierpienie? A ty chcesz mnie tam wysłać?! Zakończył swój wywud Shermin cały purpurowy na twarzy. Wiem co tam jest. Odrzekła Szemesz ale ktoś musi dostarczyć list tej wietrzniaczce z ogrodu idylli. Nagle z chukiem rozwarła się żelazna brama prowadząca do akademii i wbiegła do niej jakaś kobieta. Uderzyła płazem lekkiego stalowego miecza kilku strażników i wtargnęła do gabinetu rektora.
Słychać było ostrą rozmowę apo chwili kobieta wybiegła z gabinetu i uciekła przez żelazną bramę.
Eralin! Krzyknął arcyrektor wybiegając z gabinetu. Oesteliar był chudym mężczyzną o pociągłej nieodgadnionej twarzy.
Długo rozmawiał z kobietą a potem wezwał do siebie wszystkich nauczycieli i długo znimi rozmawiał.
Potem Wezwał Szemesz i terz jakiś czas jej niebyło.
Ha! Krzyknęła wyłaniając się z gabinetu i widząc Shermina. Jestem wybrana do misji! Narazie elementalisto! Dodała krzycząc. Shermin się tym nieprzejął i rószył w stronę gościnnych apartamentów.
Rozdział czwarty. Egzamin nadzwyczajny.
Drzwi jednej z wielu klas otworzyły się i wszedł donich arcyrektor akademi magii. Wklasie zaległa cisza. Niebyło w niej nikogo. No nielicząc elfa siedzącego za pulpitem który sprawdzał coś w ogromnej księdze. Jesteś gotowy? Zabrzmiał głos Oesteliara. Tak Odparł Shermin. Na te słowa rektor dał znak ręką i weszło zanim dwóch wykładowców akademii. Żylasty Athanan i Krasnolud Faerin. Wyczaruj świetlny kryształ. Powiedział athanan. Shermin przypomniał sobie wszystko czego się uczył o tkaniu wądków i pobieraniu energii z przestrzeni astralnej. Zkoncentrował się i pochwili wykrzyknął. sae,abraist vail eth anarth sailo!
Nad jego głową coś błysnęło i pojawił się świetlny kryształ. Shermin skinieniem palca skierował go na najbliższą ścianę i tam kryształ zawisł rozświetlając mroczne wnętrze klasy.
Brawo! Krzyknęli wykładowcy i arcy rektor. Ateraz odtworzę pryzmat. Powiedział Shermin. Naturalnie. Odparł Rektor. Shermin zamknął oczy i zkoncentrował się. Nagle otworzył się portal do przestrzeni astralnej i wyskoczył z niego wietrzniak. Był to mężczyzna z motylimi skrzydłami przytwierdzonymi do pleców. Podszedł do pulpitu przy którym siedział Shermin położył kopertę i wskoczył w portal.
Huch Coto miało być? Zapytał Shermin.
Niewiem. Odparł Athanan. Ja myślę, że to jest coś ważnego. Zamruczał Faerin.
Sherminie? Odezwał się Oesteliar czy mogę wziąć ten list? Tak oczywiście. Jeśli to nic ważnego dlamnie to jasne że tak ale jeżeli ten list powinien nalerzeć domnie to… Tak tak. Przerwał arcyrektor oesteliar. To powiemy ci co w nim było napisane.
***
I widzisz mirolu? Takie to czasy nastały. Że Wietrzniaki niz tąd nizowąd pojawiają się w naszym skromnym świecie. Zakończył swój wywód Shermin podczas rozmowy z Mirolem. Teraz. Powiedział. Teraz czekam na Wyniki z egzaminu.
Eetam. Powiedział mirol który rozłożył się na całej długości i szerokości swojego łóżka.
Uda ci się jak zawsze. Dokończył.
***
Shermin siedział wyprostowany w gabinecie wykładowcy athanana. Wtym liście, Powiedział athanan. Jest napisane że ogród idylli potrzebuje pomocy. Horrory zaczynają sobie dość nieciekawie poczynać. Jak myślisz Sherminie. Czy należy im pomóc? Jasne że tak! Odpowiedział ochoczo elf. Zaraz jednak dodał. Och przepraszam. A przy okazji. Jak moje wyniki? Athanan siedział długo w milczeniu aż wkońcu rzekł. Zdałeś. Taak! Krzyknął Shermin.
Rozdział piąty. Pierwsza podróż.
Miasto Kratas. Znane również jako miasto złodzieji zostało obudzone stukaniem do bramy. Niebyło to dość miłe stukanie. Niepowiedział bym że to było stukanie ale wręcz walenie do bramy.
Zaspany strażnik wręczył przepustke dwóm podróżnym. Jeden z nich miał amulet oznaczający że przynależy do gildji najemników. Drugi zaś miał nasobie szatę maga. I miał wygląd lekkiego bystrego elfa.
Czego chcą? Zapytał Wręcz warcząc strażnik. Hcemy przenocować i zjeść coś dobrego.
Zakończył elf.
***
Posiadłość garlsiga władcy miasta złodzieji odwiedzało mnustwo ludzi, chcących obejrzeć cuda jakie posiadał. Trzeba było jednak oddać broń w depozyt. A to znowu, niepodobało się bogatym kupcom z miast takich jak: Wielki targ, Vivane, Travar, Jeris i wiele innych.
Nagle drzwi do gabinetu władcy otworzyły się z łoskotem i wszedł jeden ze strażników. Panie? Wybacz że ci przeszkadzam ale mamy gości. Co? zdziwił się Garlsig. Był grubo-kościstym mężczyzną o podwójnym nieco zakrzywionym podbrudku, Lekko przypruszonych siwizną włosach i Twarz. Tak twarz ze wspaniałą brodą.
Jak się zwą ci goście?
Mirol i Shermin.
Odparł strażnik.Hmm… Zamyślił się władca zakasając rękawy swej długiej bardzo kolorowej szaty.
Awięc Mirol i Shermin. Tak? Zapytał się jakby sam siebie. A głośno rzekł. Sprowadzić ich domnie natychmiast!
***
Mówicie więc,że pochodzicie z różnych stron. Czyż nie? Tak o wielki. Odparł z pełnymi kaszy ustami Mirol. Tak panie. Powiedział Shermin. Widzę, że w akademii magii uczą szacunku do władców. A to się chwali. Powiedział Garlsig. Shermin mile połechtany po swojej dumie uśmiechnął się czule do władcy.
Powiedzcie mi zatem, czego tu szukacie? Powiedział Garlsig po chwili milczenia. Wyruszyliśmy w podróż i zachaczyliśmy o wasze miasto piękne. Zakończył szermin. Nono! Nie zchlebiaj mi bo wiem co o tym mieście mówią. Miasto złodzieji!? Miasto głupców!? Ale ja im jeszcze pokażę… O tak!
Wpadł w słowo Sherminowi mężczyzna. Jak na Garlsiga władcę miał dość porywczy charakter.
Ejże Panie! Krzyknął Mirol. Dlaczego zaniżacie opinię swego miasta? Pszecierz jesteście jego władcą,i Zwieszchnikiem nie? Patrzcie no! Mężczyzna zerwał się z tronu. Znalazł się! A najemnicy to niby lepsi?! Włuczycie się za byle groszem i Za byle szelong złamany oferujecie swoje usłógi, a ty chcesz mi tu mnie pouczać?! Ha! Uważaj żebyś źle nie skończył! Władca usiadł spowrotem na swój tron. Hej Mirolu co ci odbiło? Szepnął Shermin. Nic no chciałem Krzynkę pocieszyć. Powiedział zawstydzony najemnik. Ale w żeczy samej. Kontynułował Garlsig nieco spokojniejszym tonem. Mógł bym rzec że, z nieba mi spadacie. Ostatnio nieciekawe żeczy tu się dzieją, a to li mam nadzieję że magowie mi pomogą. Czyż nie? Pytanie oczywiście skierowane było do Shermina który płochliwie rozejrzał się po sali.A jakież to kłopoty? Zapytał elf. Ano. Jest tu potwór zwany przez ksenomantów horrorem ale niewiemy jak go pokonać. Do niego zaprowadzą was moi przyjaciele. Zakończył władca i klasnął w dłonie.
Drzwi otwarły się i do sali weszło dwóch olbrzymów. Jeden nieco wyższy od drugiego i z większym nosem. Ten wyższy skłonił się i rzekł. Jestem Dorian Panie Sherminie. Teraz skłonił się ten który zdawał się być niższy ale okazał się niespotykanie wysokim czarnowłosym umięśnionym olbrzymem o ogorzałej twarzy. A ja jestem Longshoot. Odezwał się. Rozdział Szusty. Bitwa.
Stanęli wszyscy na trakcie niedaleko bagien. Shermin skupił się i rozpoczął tkać wądki do zaklęć. Dwaj olbrzymi Podśpiewywali coś pod nosem o starej krowie i niesmacznym rosomaku. Wreszcie elf skończył i usiadł na kamieniu. Dobra. Powiedział w końcu Mirol. Idziemy? Czy siedzimy. ***
Stwór przypominał wyglądem lwa. Siedział na bagnach i powoli wylizywał resztki z ofiary patrosząc rozgryzając i wychłeptując szpikkostny,kref,flaki i inne żeczy. Nagle pojawiła się dróżyna zkładająca się z elfa dwóch olbrzymów i mężczyzny. Dorian skoczył z mieczem na potwora a Shermin krzyknął. "Kare dias!". I z jego dłoni wystrzeliła świetlista poświata oraz za nią świetlista kula. Poświata wybuchła raniąc i Oślepiając oczy, a kula roz błysła i wyleciała z niej chmura sopli lodowych ostrych jak brzytwy które przeszyły stwora. Ten nawet niedrgnął tylko jęknął i rzucił jakieś zaklęcie. Dorian upadł. Mirol ciął Stwora w nogi ale nic to niedało. Shermin chwycił zbroje doriana i postawił za stworem potem coś wykrzyknął i zaczął mówić donośnie. Wtem miecze z rąk Doriana,Longshoota i mirola wyleciały a za nimi przybyło całe żelaztwo i przeleciało przez stwora i przyszpiliło go do zbroji. Od strony bagien przybiegła jakaś kobieta. Wyprostowała ręce na całą długość i coś krótko krzyknęła. Na stwora spadł grad ostrych kryształowych odłamków. Puźniej kobieta zaczęła masować sobie oczy i coś mamrotać. Z jej palców wystrzeliła zielona energia zamieniając się w pocisk który eksplodował z ogłuszającym chókiem. Odrywając stworowi obie przednie łapy. Mirol doskoczył i z puł-piruetu ciął stwora w tylnie ogromne łapy które były tak wielkie jak nogi więc jak w poprzednim przypadku można było powiedzieć że Mirol ciął stwora w tylne nogi i łapy. Trysnęła niebieskawa ciecz. Stwór zaryczał straszliwie. Z rąk Shermina wystrzeliła chmóra cierni ale stwór rzucił jakieś inne zaklęcie i wszystkich na momęt pochłonął wir. Elf coś przeraźliwie wrzasnął w stylu: Sae abraist in vail trilin-ed andoro. Chuk i wszyscy stracili przytomność. Gdy się obudzili stwór rozpływał się w powietrzu z żałosnym jękiem. Uh. Powiedział elf. Mało brakowało. Niema tu już nic do roboty wracamy do władcy. Trzeba opowiedzieć mu o walce. A i zabrać ranną Eralin bo tak się ta kobieta co nam pomagała nazywa. Wszyscy przytaknęli. Rozdział siudmy. Ogród idylli.