Kategorie
Moje opowieści

noc wigilijna wiersz. mojego autorstwa.

Rafał Węsierski.
Noc wigilijna czyli, co dzieje się o północy w tym jakże pięknym dniu święta Bożego narodzenia.
Nadeszła noc. I wszyscy w dom udali się do snu. Ja jeden nie mogłem oka zmróżyć, i radio grało kolendę rodzi się Bóg.
Pasterka była o dziesiątej wyjątkowo tak. Teraz na mym łuszku przycupnąłem jak do lotu ptak.
Radio w tle kolendę grało pyszne piwo obok tóż, obok paczka z prezentami ja śpiewam gdyż rodzi się Bóg.
Wtem, dwódziesta trzecia w radiu odezwała się.
Ręką sięgam ja do paczki by zobaczyć co tam jest, wszak prezenty też dostałem wcześniej tak już jest.
Leć kolendo nucę sobie cicho by nie zbódzić ludzi.
Leć i zabiesz mnie do stajni
Chcę zobaczyć ilu ludzi jest przy małym Bogó i, zobaczyć chcę czy jóż się budzi.
Już powoli północ skacze, krokiem żwawym bom, bom bom,
Ja się modlę pocichótku by wysłuchał mnie Bóg pan
Nagle, radio jakby milknie a ja słyszę potężny dzwon!
Dziwny jakiś nie radiowy bije głośno bom bim bam!
Wtem powietrze już nie pachnie tak jak zawsze w pokoju mym.
Może złocistego światła rozlewa się w oku cód a ja słyszę chen z daleka coś jakby głosu śpiew
Zapach dziwny kompot z suszu słodycz albo srebrny dym,
Ach co słyszę chór jakoby śpiewa: "Bóg się rodzi pośród drzew."
Cóż ja widzę och! Ach coto! Jakaś chmóra woku mnie.
Ach! To chmóra jest aniołów i stąd słyszę jak po społó chór naj milszą śpiewa pieśń,
Wśrodku chmóry tęgim krokiem niby żołniesz wiarus stary,
Idzie Święty i pod bokiem trzyma coś nie widzę co.
Dwa anioły obok niego na bembenkach rum, tum, tum,
Dodatkowo wielkie kosze z prezentami dzierżą wiem.
Ach! ten Święty to Mikołaj chyba do mnie idzie tu,
By mnie prezent ofiarować oraz dać świąteczny sen!
Święty, wnet prze de mną stanął i wyciągnął białą dłoń
Już podchodzą aniołowie by mu pomuc inni też.
Ja uwieżyć w prost nie mogę że on przyszedł właśnie do mnie przez niebiańską białą błoń
Mówi: Drogi mój Rafałku. Jesteś mały ale śmiały tylko braknie ci odwagi ale na to my zaradzim. Jam jest święty przecież wiesz!
Ja otwieram moją gębę i w podłogę niczym właz opuszczam lekki wemnie piszczy strach.
On tym czasem mocną dłonią, sięga do kosza wielkiego i wyciąga wielką paczkę i układa obok mnie.
Aniołowie w bemben walą ja w mejduszy boje się nagle słyszę jego śmiech który brzmi ach hach hach!
Nie bój ty się mię dzieciaku ja nikogo nie jem wiesz
Mówię: Wiesz no taki blask niebo błyszczy pełnią łask ja tu słyszę zrozum sam tak się ze strachałem, że jak ci twoi w mojej duszy na bembenku cicho gram.
Święty żekł: "Ty nie martw się, otrzymasz swój świąteczny sen.
I powiem ci, że nie będzie źle bo ja przytobie stanę tak jak tarcza. I pokósy wnią tak będą walić: "Bach bach bach!"
Tylko pamientaj ty módl się!
Bym mógł usłyszeć ciebie tam gdy będzie cię atakował strach.
Skinąwszy dłonią rószył w przód i rozmywać zaczął się.
Znikać począł niebiański chór aż złote światło jak kopóła zamknęło się, jeszcze tylko gdzieś w oddali śmiech jak dzwonki rozbrzmiał w głos.
Zdiąłem zaraz pierwszy bót, po tem drógi i z radością do łóżka położyłem się mówiąc: Ojcze nie opuszczaj mnie.

Kategorie
Moje opowieści

Magical girl star odcinek 27 przebudzenie lamora cz.2

Arina zmaterjalizowała się w pełni. Miała na sobie jasno-złotą zbroję z białymi wykończeniami. Ja należę do wojowniczek kosmosu. Ja oraz sashi nemoto rin kobeyashi i jeszcze dwie damy radę lamorowi. Wtem pojawił się blondyn w amarantowej zbroi. Użyjcie gwiezdnych medali i kleinotów. Stworzycie barierę nie pokonaną dla mrocznych. Super moc! Super siła! Ssuper błysk! Zakrzyknęły dziewczęta unosząc medale i klejnoty. A one zaczęły znikać z ich dłoni w chmurze dymu. Po tem powietrze zaiskrzyło i nad całą ziemią ukazała się olbrzymia tarcza, która złączyła się jakby ze słońcem tworząc dla nie go coś w rodzajuu korony. *** Tymczasem w laboratorium w nowym jorku. Widzicie? Coś takiego! Zawołał jeden z naukowców. Jakaś dziwna tarcza wyrosła nad ziemią. Natychmiast odpalić statek kosmiczny. Powiadomić nasa! Musimy to zbadać. ***
Tym czasem w Japonii. Pojawiły się wszystkie kosmiczne wojowniczki. I krzyknęły" "Poranne słońce! Oślep tego stwora i zniszcz go! Gwiazda,,, , światłości!" Ciąg dalszy nastąpi.

Kategorie
Moje opowieści

oto mój scenarjusz który wymyśliłem dla was i dla kolegi. Możecie to u siebie wykorzystać pod warunkiem że powiecie kto jest autorem.

jasełka scenarjusz.
scena1 klasa, dzieci dekorują klasę by wyglądała pięknie w ostatnie dni adwentu.
Radek. Jak tam basiu co u ciebie? Podsadź mnie to zawieszę tę wstążkę.
Basia pomaga radkowi bez słów.
Michał: Hej! a jakbyśmy poprosili Boga o to, by przeniusł nas do czasów Narodzin Jezusa?
Hania: Świetny pomysł! Nie wiemy jak to wyglądało poza opisami z ewangelii.
Dzieci zachwycone razem klękają.
Radek: Boże Panie wszechmogoncy, synu ojca przedwiecznego.
Hania: Panie Boże ojcze święty usłysz nas a do tego,
Basia: Racz pokazać nam jak było gdy dziecię się rodziło w grocie ubogiej.
Wszystkie dzieci: Prosimy! Prosimy! Błagamy uczyń cód.

Radek: Proszę Panie chcielibyśmy to zobaczyć amen!
Dzieci wstają, przez chwile nic się nie dzieje a po chwili rozlega się cicha gitarowa mózyka kolenda Cicha noc.
Głos: Proźba wasza wysłuchana dotarła ona do Pana, I gorące serca wasze Wzmogły modły , i błagania.
Zatem wpodróż wyrószycie, Narodziny zobaczycie lecz Pamiętać też musicie że do klasy powrócicie, kiedy odpowiedni czas nastanie.
No jak. Zgoda?
Dzieci: Tak, tak Panie!
Dziwna muzyka dźwięk wiru lub podróży w czasie dzieci znikają.
Scena2.
Pole płonie ognisko, w oku niego siedzą pasterze grzejąc ręce, i pijąc wino i inne napoje.
Bardos: No! dość tego chłeptania! Idziem spać.
Jendrek słyszysz co mówię do ciebie?! Żebyś ty mi potem wstał jak cię obudzę.
Jendrek: Niech się Bardos nie turbóje ja bardosa pocałóję!
Podskakuje wstronę bardosa ten go odpycha reszta pasterzy w śmiech.
Bardos: Ty capie! Z gęby ci jedzie jak ze stajni króla heroda!
Pasterz1: Ćśśśśśś! Nie tak głośno bo może herod i tu przyjdzie. A ja nie chcę by do nas przychodził.
Pasterze usypiają ognisko powoli gaśnie.
Noc zapada. Wtem rozlega się dziwny dźwięk i słychać śpiew:
Aniołowie: Gloria gloria! In excelsis deo!
Pastorałka hola pasterze z pola.
Pasterze się budzą i zrywają na nogi.
Pasterz1: Kim jesteś?
Anioł: Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką. Narodził się mesjasz Pan! W betlejem w stajence! A to będzie znakiem dla was. Znajdziecie niemowle owinięte w pieluszki lerzące w żłobie.
Bardos: Zbawienie przyszło z nieba! Tedy pospieszajmy! A i darów nie zapomnijmy wziąć, niech bierze kto co chce. Faskę masła jajka co macie, i chodźmy!
Kolenda adeste fideles jedna zwrotka po łacinie a potem ta sama zwrotka po polsku.
Za pasterzami idą niewidzialni na razie uczniowie radek basia i hania. Radek: Haniu patrz! Jak tu pięknie!.
Radek taaaak. Ale słuchajmy dalej.
Kolenda gdy się Chrystus rodzi.
Scena3
W grocie. Juzef i Maryja siedzą przy dzieciątku. Słychać z oddali śpiew.
Pastorałka my też pastószkowie.
Maryja: Słyszysz josefie kto się do nas zbliża? Juzef: Pasterze chyba z darami dla dzieciątka.
Maryja: Jak cudownie!
Słyszymy teraz kolende wyraźnie odpocządku wszystkie zwrotki.
Pasterze wchodzą do stajenki.
Bardos kłaniając się: Witam witam! Cna panienko i ty szlachetny Panie. Nie obrazicie się, Jak po gurolsku trochę za godom?
Juzef: Ależ nie.
Bardos: Witoj ze nam dzieciontecko najmilejsy skarbie. Ja ci tu daje ze śtrumyczka cystom wode i masła faskę i chlebek cobyś po jodło sobie nieco.
Juzef śpiewa:
Piosenka złota jerozolima.
Pasterz1: Nie mam ci ja dzieciąteczko żadnych darów poza fletem i tym workiem.
Wysypuje wszystko z worka a w nim są najróżniejsze instrumenty. Śpiewa.
Pastorałka jam jest dudka.
pasterz2: Ja mam dla ciebie dzieciątko sera trochę i futro z owczej wełny dla ciebie jedno i dla mateńki twojej.
Pasterz3: Ja ino mam dla ciebie kołysankę.
Kolenda lulaj że Jezuniu.
Maryja: Teraz poczekajcie z darami moje dzieciątko usypia.
chórek aniołów wlatuje do stajenki i śpiewa.
Pastorałka pasterze mili. W czasie jej trwania niewidzialni Radek Basia i Hania rozmawiają.
Radek: Jakie to niemowle piękne! Hania: Ćśśś! Co ty! Chcesz obudzić dziecko?
Radek: Nie! W rzadnym wypadku.
Nasi bohaterowie stają się nagle widzialni ale ukryci są za pasterzami.
Maryja śpiewa.
Piosenka śpij Jezu śpij.
Radek występuje i mówi. Radek: Witaj mateńko i ty Jezu mały my też mamy muzyczny dar dla ciebie bo nic innego nie mamy.
Mówił ktoś, nie pamiętam kto, że kto śpiewa ten się dwa razy modli.
Radek, Hania i Basia śpiewają.
Kolenda mizerna cicha smutniejsza wersja.
Jendrek: A tu ode mnie dzieciąteczko masz flet z drewna zrobiony. Może grać się na uczysz i rozweselisz swych rodziców.
Scena4
Słychać jakieś dudnienie i arabską muzykę. Juzef wygląda na zewnątrz. Juzef: Jacyś Panowie jadą! Na wielbłądach i na koniach! Pewnie terz niosą dary dla dziecięcia naszego.
Trzej królowie z siadają z koni i wielbłądów i wchodzą do groty. Pasterze śpiewają.
Kolenda gore gwiazda Jezusowi.
Dzieciątko popłakuje Maryja ucisza zebranych i śpiewa.
Kolenda zaśnij dziecino.
Kacper: Jam jest kacper. Król nubii. Siedziałem w swej wierzy, gdy nagle anioł od wschodu przybył. A jaśniał jak błyskawica.
Rzekł mi: Idź za gwiazdą do miasta dawida tam zbawienie z nieba przybyło gdyż dziecię się nam narodziło. Tedy wyrószyłem niezwłocznie.
Ode mnie dziecko dar mirry by bul uśmierzyła ale też jest zapowiedzią tego, że na krzyżu umrzeć musisz. Nie od razu żecz jasna.
Melchior: Jam jest Melchior. Król samarkandy. I mnie się anioł objawił i za gwiazdą rószyłem. Dar mój, to kadzidło. Symbol twej Boskości dziecię małe.
Bo po swojej śmierci na krzyżu ty zmartwychwstaniesz.
Baltazar: Jam jest Baltazar. Król dalekiej azji. Przybyłem ja za gwiazdą również z Bożego rozkazu. Ja daję ci złoto dziecię rumianiutkie. By nie zabrakło dla ciebie pokarmu i inszych żeczy.
In nomine patris, et filio, et spiritue sankti.
Wszyscy śpiewają. Kolenda gdy śliczna panna.
Do groty wlatuje anioł.
Anioł: Nie wracajcie tą samą drogą do heroda, bo on czycha na dziecię.
Baltazar śpiewa.
Piosenka stała matka pełna chwały.
scena5 Radek: i ja sam chcę zaśpiewać dla was kolendę.
Pastorałka Jezus się rodzi.
Hania: Smótno nam, że towarzyszyć do końca nie możemy ale cieszymy się, że chociarz tyle mogliśmy zobaczyć.
Zbogiem i do zobaczenia.
Maryja śpiewa. Witaj gwiazdko złota.
Wtem dzieci znikają dźwięk wiru albo podróży w czasie.
Scena6 W klasie. Dzieci budzą się jakby ze snu. Zchodzą ze stołów wiedzą jednak, że to nie był sen.
Radek: Niesamowite! Cóż to był za widok. Hania: Dziecię się nam narodziło, by nas od zła obroniło i z grzechów oswobodziło.
Basia: Nie rymuj haniu. To było takie cudowne! Taka szkoda, że nie mogliśmy być tam dalej. Żegnaj nam dzieciąteczko miłe.
Wszyscy śpiewają oj malućki każdy po jednej zwrotce i na końcu kolenda cicha noc.
KONIEC…

Kategorie
Moje opowieści

leszek boreński i kufer códów

Witam wrzucę wam tyle co napisałem do to cholerne zafajdane starostwo chce mi zabrać kompa. Wrzucę też tutaj nowączęść mirnu.Leszek boreński i tajemnicze głosy.
Prolog. Korytarz szkoły dla czarodziejów był pusty. Błękitne światło sączyło się z sufitu, oświetlając jedynie połowę korytarza. Nagle gdzieś z ciemności rozległ się zimny głos. Aladoro! Aladoro gdzie jesteś! Jestem mój panie. I co. Powiedział głos. Czy zrobiłaś napój? Tak zamierzam przekonać króla by ściągnął do agorin siostrzeńca jana malinowskiego. Pamiętaj jednak. Jana szanuje niechcę, By małemu spadł choćby włos z głowy. Chcę tylko wchłonąć to co ma w sobie. A teraz już idź, zanim ktoś nas zobaczy.
Rozdział pierwszy. Agorin, smutek, szkoła czarodziejów.
Leszek obudził się z sennego koszmaru. Miał dziwne przeczucie że coś złego albo dobrego się wydarzy. Jego wujek Pan Jan malinowski właśnie smarował tosty nutellą.
Pamiętacie leszka prawda? Tym którzy nie czytali wcześniejszych książek krótkie przypomnienie.
Leszek Boreński jest chłopcem Ok. lat dwunastu. Po śmierci swoich rodziców mieszkał w domu dziecka swojej ciotki od strony mamy i nie było mu tam dobrze. Później odnalazł go jego wujek od strony taty, Pan Jan malinowski. Który zabrał go do siebie do miasteczka o nazwie złote dudy starowickie. Tam, jego wujek chciał dać leszkowi poczuć ciepła rodzinnego. Niestety leszek odkrył tajemnice wujka. Był on jak i jego sąsiatka Pani Flora korniewicka czarodziejem.
Znalazłszy jego różdżkę, leszek wypowiedział trzy życzenia i rzucił zaklęcie, uwalniając tym maga mroku. Leszek przed incydentem zaprzyjaźnił się z koleżanką asią pogodą. Dzięki podróży do agorin i kufrowi cudów, udało się pokonać maga mroku.
Potem by uspokoić swojego siostrzeńca, Pan malinowski zabrał go na wakacje do egiptu. Leszek odkrył w znalezisku archeologicznym kwadratowej piramidzie lampę. W niej mieszkał zły dżin który chciał się zemścić na tych którzy go uwięzili. Jan Malinowski pokazał leszkowi krainę dobra henie, w której mieszkali nieśmiertelni tarrianie i dzięki ich pomocy, udało się pokonać złego dżina i go zniszczyć.
A teraz właśnie leszek był już w polsce, i odkąd zakończył się rok szkolny dręczyło go dziwne przeczucie mrorzące kości jak pułnocny wiatr. Nawet wycieczki i zabawa z asią, czy rozmowy z Panią korniewicką nie przynosiły mu ulgi w tym dziwnym i osobliwym cierpieniu. Aż pewnego dnia stało się. Nagle okno otwarło się z chukiem, i wleciał do jadalni gawaichir. Orzeł który pomógł Panu malinowskiemu i był jego przyjacielem. Był trochę czarodziejem, trochę posłańcem. Nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca. Teraz właśnie, postanowił być posłańcem. upuścił coś obok talerza leszka i z rozbłyskiem kolorów i świateł rozpłynął się w powietrzu. Leszek i jego wujek jedli właśnie śniadanie gdy to się stało.
Oj leszku. Powiedział Pan malinowski. To chyba coś ważnego. Wujku! Na kopercie pisze nadawca agorińska szkoła czarodziejów. Czy ja powinienem nim zostać? Wujek zamyślił się a tymczasem leszek otworzył kopertę.
Wtem uniusł się obłok dymu i ukazała się postać: "Nazywam się Aladora finn. A ty to pewnie Leszek prawda? Zapraszam cię serdecznie do agorin, gdzie twój wujek i Pani korniewicka studiowali. Zapewne wiesz, że nie jesteś człowiekiem tak dokońca prawda? A oto jak wygląda szkoła czarodziejów." Postać znikła a w powietrzu na jej miejscu ukazał się jakby hologram pięknego pałacu dziedzińca i fontann i placów.
"Wiem, że trudno ci się będzie rozstać z przyjaciułmi. Ale zapewniam nic ci tutaj nie grozi." Ale dlaczego ja! Nie możecie wziąć innego człowieka? Napewno jest tysiąc lepszych odemnie. "Rozumiem twój żal i smutek. I obiecuję, że będziesz mógł się kontaktować z wójkiem ile będziesz chciał. Ale królowi się nie odmawia. Jeśli się zdecydujesz uderz w kopertę i krzyknij: "Jestem gotowy!" "A wtedy zobaczysz co się stanie."
Postać znikła w obłoku dymu, a koperta zamknęła się na powrót.
Leszek długo żegnał się z przyjaciułmi. Wciąż nie był zadowolony z tego, że w wakacje będzie musiał się uczyć. Roniąc łzy wielkości dorodnych śliwek uderzył trzyrazy w kopertę: "Jestem, , Gotowy!" Nagle objął leszka kłąb dymu i przez chwile nic niebyło widać. Potem tencza kolorów objęła całe pole widzenia. Gdy znikła, Leszek zobaczył, że stoi na przepięknym placu. Łzy nie odstępowały go na krok.
Rozdział drugi. Powitanie oficjalne.
Gdy tak stał i płakał, Podeszła do niego dość postawna kobieta i widząc go zapytała: Ty jesteś Leszek prawda? Nic nie odpowiedział, tylko skinął głową. Kobieta popatrzyła na leszka z łobuzerskim błyskiem w oku, ale i wspułczuciem. Witaj ja jestem Eryl. Jestem twoją opiekunką to znaczy, opiekunką twojej grupy. Jesteś tutaj jak mi się wydaje nowy. Ale ja głupia no przecież sama Aladora mówiła, że przybędziesz. Chodź poprowadzę cię do twojego pokoju, a przyokazji zwiedzisz szkołę i jej okolice.
Eryl poprowadziła leszka na główny dziedziniec. Pokazywała mu przepiękne place fontanny tryskające wodą i wiele innych cudów, ale chłopiec nadal był smutny. Na koniec skierowali się jeszczeraz na głuwny dziedziniec, tymm razem jednak w stronę budynku szkoły. Był piękny.
Przypominał wyglądem pałac. Oto szkoła oraz stary pałac królewski. Nowy podobno widziałeś prawda? Tak Pani Eryl. Och Chłopcze! Nie bądź taki ja nielubię, jak mówi się do mnie Pani. Jestem Eryl i już. Aladora i inni nauczyciele, będą pewnie od was tego wymagali. Ale do mnie możesz mówić poprostu Eryl. Wspięli się na schody i otworzyli zdobione szklane drzwi. Leszek rozejrzał się. Stał w hallu oświetlonym płynącym z sufitu błękitnym światłem które zalewało swoim blaskiem wszystko woku. Chłopiec musiał to przyznać. Hall był ogromny, oraz bardzo piękny i fantastycznie udekorowany. Gdzieś hen w oddali widać było dwie klatki schodowe.
Filary które stały gdzieś pośrodku hallu, podtrzymywały ogromny hen ginący w górze strop. Wtem, rozległ się stukot obcasów. Wybijały one ostry rytm. Miało się wrażenie że idzie jakaś dostojna osoba.
Ram tatatam,tam,tam,ramtatatam,tamtamtam,ramtatatam,tamtamtam. Po chwili podeszła do nich jakaś kobieta. O Szlachetnych, nieco ostrych rysach ale łagodnej twarzy. Witaj Leszku. Nazywam się Aladora Finn. Miło mi cię gościć w agorińskiej szkole. Aladora była smagłą kobietą o lśniącej twarzy i tajemniczo zmrużonych oczach.
Poczym spojrzała na Eryl i zapytała: "Nadal smutny tak? Tak roni łzy wielkie jak pyszne śliwki które choduje moja babcia jeśli o tym mowa. Ale szczerze, nie wiem czy to był dobry pomysł sprowadzania go tutaj. Zaprowadź go do pokoju może nasza kolerzanka mu pomorze.
Eryl chwyciła Leszka pod ramię i ruszyli przez hall w stronę jednej z klatek schodowych. ***
Gdy pokonali razem schody ukazał się leszkowi piękny korytarz. Tam. Powiedziała Eryl idź prosto tam jest twój pokój.
Leszek poszedł przed siebie i nagle dosłownie w padł na drzwi opatrzone napisem Boreński Leszek. Otworzył je i znalazł się w przestronnym pokoju tu terz sączyło się błękitne światło.
Pokuj nie wyglądał jakoś okazale pięć łużek oraz stoły połączone z szafkami. Okna z pięknymi witrażami, wychodziły na cztery różne place z fontannami po środku.
Leszek usiadł na łużku. Było zaskakująco miękkie. Nagle drzwi się ponownie otworzyły nie wydając przytym prawie żadnego dźwięku, i do pokoju weszła postawna kobieta. Trzymała coś w dłoniach. Ty jesteś Leszek prawda? Tak. Mam na imię Clarisse. Miło mi cię poznać.
Kobieta podeszła do łużka na którym siedział Leszek, i położyła na nim dziwne zawiniątko. Po chwili zdjęła materiał i Leszkowi ukazał się dziwny przedmiot. Była to kula posiadająca kwadratową podstawkę, a zakończona była długą rurką znajdującą się na szczycie kuli. Jeśli tak to można nazwać.
Chciał byś skontaktować się z wujkiem? Tak. Powiedział Leszek.
Chwyć tę kulę i trzymając w dłoniach, skup się na obrazie wujka. Przypomnij sobie dźwięk jego głosu, bardzo istotne szczeguły. Leszek wziął do rąk kulę, która promieniowała dziwnym ciepłem. Zaczął sobie przypominać ciepły głos wujka jego czułe słowa a przytym ciągle wpatrywał się w kulę. W jej środku była biała mgła, która nie poruszała się w ogule.
Przez jakiś czas nic się nie wydarzyło. Nagle mgła zaczęła wirować coraz szybciej i szybciej, aż wtem rozwiała się w nicość. A przed oczami Chłopca ukazała się twarz Jana Malinowskiego.
Leszku! Żyjesz! Jakże się cieszę, że cię widzę. Czy ja dobrze widzę? ta osoba która stoi za tobą to Clarisse?
Tak. Nie smuć się chłopcze. Napewno się jeszcze zobaczymy. Ale wójku nic nie rozumiesz! Ja nie będę mógł pogadać z asią. Porozmawiamy jeszcze o tym dobrze? Po chwili Jan Malinowski przerwał kontakt. Biała mgła natychmiast wypełniła kulę od środka. Clarisse zawinęła kulę w materiał i podała Leszkowi eliksir do wypicia. To na dobre sny. Powiedziała. A teraz zejdź do głuwnego hallu za chwile przybędzie tam Król i dyrektor szkoły, i rozpocznie się powitanie was uczniów.
***
Moi młodzi przyjaciele. Odezwała się szczupła i tęgawa za razem kobieta. Proszę za mną do sali głuwnej tam rozpocznie się oficjalne powitanie. Nie będziemy tarasować hallu.
Leszek nie pewnie rószył za grupą idących. Wkrótce hall zniknął i wszyscy znaleźli się w ogromnej przestronnej sali, oświetlonej lampionami oraz kaskadami kolorowych świateł. Tu również z sufitu sączyło się błękitne światło ale teraz było nie co przyćmione, gdyż inaczej nie wywarły by na młodzierzy te kolory i powitanie.
Kobieta odezwała się znowu. Witajcie. Nazywam się kainrin sande.
Jestem dyrektorką agorińskiej szkoły czarodziejów. Wielu z was, przybyło z daleka. Niektórzy z najdalszych części agorin ale niektórzy z innych wymiarów. Leszek Boreński, przybył do nas z planety ziemi.
Jest to świat zwyczajnych ludzi, mieszkają tam magowie ale się nie pokazują przed normalnymi, jak ich nazywamy. Pamiętajcie to nie jest obelga. Wręcz przeciwnie. My widzimy więcej.
Tam gdzie człowiek widzi pustą ulicę i cienie, bo niby niedociera tam światło latarni, my widzimy zagrożenie bądź poprostu podróżnika światów lub inną niegroźną istotę. Leszek, jest nietypowy bo jest częściowo człowiekiem a częściowo agorińczykiem.
Jego matką była anna… Ale ja nie o tym. Powitajmy Leszka gorąco. Rozległy się oklaski i brawa. Pani sande kontynułowała dalej.
Mam zaszczyt tutaj was gościć. Mam nadzieję że poczujecie się tutaj jak w domu. Król agorin oddał swój stary pałac, by kształcić takich jak wy.
Wtem rozległ się chuk trąb i bębnów. Przez otwarte drzwi do głównej sali wszedł orszak złorzony z mężczyzn i kobiet. Ten na przedzie niusł na głowie koronę, i nosił się bardzo dostojnie. Chłopiec go znał. To Jego wysokość król agorin.
Niestety nie zapamiętał jego imienia.
Król agorin skłonił się i powiedział: Witajcie młodzi nowi uczniowie. Oto was czeka nowa przygoda. W tej szkole poznacie co dobro, i zło. Niech Bóg ma was w swojej opiece.
Rozległy się brawa i wiwaty. Nagle mężczyźnie za szkliły się oczy i spuścił głowę wychodząc z orszakiem z sali. Pani dyrektor wróciła do swojego przemówienia jak inni kłaniając się w pas wychodzącemu z sali królowi.
Na czym to ja…, a tak. Oto wasi nauczyciele, z którymi spędzicie cały ten czas mam nadzieję, że będą to radosne chwile. Nagle otworzyły się drzwi, i weszła do sali grupa osób w różnym wieku. Nauczyciele owi, będą też waszymi wychowawcami. Znaczy wychowawcami nie tylko waszych klas.
Ale najpierw ich przedstawię. Pierwsza osoba z brzegu, to Aladora fin. Znana już Leszkowi kobieta, skłoniła się z gracją. Ten postawny starszy pan, to adron lurg.
Następny pan to henry won wanderhel. Dalej Leszek już nie słuchał. Ale gdy doszło do ostatniego z nauczycieli który wystąpił przed szereg, w chłopcu coś zamarło ze strachu.
Ten człowiek był w moim koszmarze! Pomyślał Leszek. A to, Artur roj nieco przygarbiony starzec, ale mądra głowa. Po tem każdy z nauczycieli mówił coś od siebie. Na końcu Pani Sande rzekła: Dziękujemy kochani. A teraz udacie się z nauczycielami na wycieczkę i zwiedzicie szkołę. Leszku? jak wrócisz zgłoś się do mnie do gabinetu. Aladoro przyprowadzisz go dobrze?
***
To tutaj chłopcze. Powiedziała Aladora wprowadzając Leszka na schody i stawiając przed pięknymi rzeźbionymi drzwiami, na nich widniał napis: "DYREKCJA."
Rozdział trzeci. Rozmowy, i sny.
Leszek nie śmiało zapukał: "Kto tu przychodzi z błachego powodu ten poczuje karę za młodu." Głos widocznie chciał kontynuować, lecz wtym momęcie drzwi otworzyły się, i chłopiec wszedł do środka.
Pani sande kazała mu usiąść. Siadł na pięknym srebrnym krześle. Pani dyrektor siedziała na skromniejszym siedzeniu.
Witaj Leszku. Jak już wiesz gdyż mam nadzieję, że słuchałeś oficjalnego powitania w głównej sali? Chłopiec nieznacznie pokiwał głową. Mniejsza o to. Poprosiłam cię tutaj, gdyż chciała bym z tobą porozmawiać, i wyjaśnić parę spraw. W naszej szkole są cztery grupy. lidżby od 1 do 4.
Każda grupa ma opiekuna tzw. Wychowawcę. Który zajmuje się członkami danej grupy. Jan malinowski poinformował mnie, że ostatnimi czasy miewasz koszmary, bądź w ogule niemożesz zasnąć. Wiem, że to drugie to trochę przez nas. Ale jak ci już Aladora wyjaśniała królowi się nie odmawia. Chłopiec spuścił głowę i milczał. Dlatego, mam pytanie. Czy obraził byś się gdyby na jednym z łużek które będzie zasłonięte czarodziejskim parawanem żecz jasna ta osoba będzie ci pomagała.
Ale do żeczy. Czy zgodzisz się na to by Clarisse z tobą była, być może nawet spała? Leszek ochoczo przytaknął. Wiem, że ci ciężko. Na moich lekcjach wyjaśnię twoją sprawę. Wasza grupa czyli pierwsza bo ty do niej należysz jako, że jesteś tu nowy ma pokuj spodkań na końcu korytarza. Jak w harrym potterze? Zapytał Chłopiec.
Nie! hahahahahah nie! Wybuchnęła śmiechem Pani sande. Daj spokuj tam, są to bzdury wymyślone przez autorkę. Co nie znaczy że książka jest głupia. Ale radzę ci byś narazie jej nie czytał, i skupił się na tym co cię czeka w tym czasie nauki.
Ale wracając: To jak? zgadzasz się? Tak. Odparł Leszek. Następna sprawa. Widziałam jak zareagowałeś na pojawienie się artura. Co on ci zrobił, że tak na niego po patrzyłeś? Może mi Pani nie wierzyć, ale ten człowiek był w moim sennym koszmarze. Zmieniał się w nim w człowieka z łysą jak kula bilardowa czaszką.
Hmm. To dlatego. Tym bardziej cieszę się, że zgodziłeś się na obecność Clarisse.
***
Clarisse weszła do pokoju leszka, i postawiła parawan który rozszerzył się woku drugiego łóżka od leszkowego. Sprubój zasnąć ja będę wszystko obserwowała. Po czym przyłożyła do czoła leszka tajemniczy przedmiot, narysowała mu znak krzyża i położyła się spać za parawanem.
Chłopiec długo nie mógł zasnąć. Gdy już chciał się poddać eliksir, podany mu wcześniej przez Clarisse zaczął działać. I Leszek zapadł w głęboki sen.
Z początku nic mu się nie śniło godnego uwagi. Jakieś pokręcone obrazy schody latające tarasy. Nagle jednak jakby wszystko się wyostrzyło, i chłopiec we śnie zobaczył mężczyznę który powitał go i nalał mu herbaty do kubka. Wtem, ryknął strasznie i zaczął się zmieniać. Wcześniej męzczyzna był wysoki i postawny. Teraz zaczął się kurczyć znikać zamazywać, a woku niego falowała aureola światła. gdy transformacja się zakończyła, przed leszkiem stanął mały człowieczek z łysą, jak kula bilardowa czaszką. Dowidzenia mały głupcze. Za charczał. I w tedy leszek poczół, że zapada się w otchłań coraz szybciej i szybciej…
Zerwał się z krzykiem. Cicho już w porządku. Usłyszał kobiecy głos. Sprubój się uspokoić i zasnąć jeszcze raz.
***
Tym razem wysoki człowiek podał Leszkowi na tacy ciastka. nagle krzyknął. I zaczął mamrotać coś nie zrozumiale coś jakby blglblglblgtobglg! A pochwili jak w poprzednim śnie zmienił się nie dopoznania w człowieczka z łysą jak kula bilardowa czaszką.
Hehhhhhhhhahahahahahahahahaha! Jesteś mój! Nikt cię nie uratuje!
***
Następnego dnia leszek czół się nie wyspany. Pani Clarisse dała mu środek pobudzający i tak wyruszył na pierwsze zajęcia.
Ja muszę iść do Pani dyrektor a ty staraj się uważać na zajęciach co nauczyciele mówią.

Niesamowite opowieści z krainy Mirn. Część druga.
Podwodna przygoda.
Rozdział pierwszy. Nuda.
Szkoła z internatem imienia profesor anny jaworskiej w poznaniu była prawie pusta. Połowa szkoły wyjechała na ferje świąteczne, po za dwiema dziewczynkami. Basia siedziała w obitym boazerją pokoju i tupała lekko obutymi w czerwone pantofle stopami w puchaty dywan, wyściełający cały pokuj. To co z tego.
Myślała sobie. To co z tego że Chankę przeniesiono do mojej szkoły. Przez ten niezwykły świat Mirn w którym miałam okazję być chwilkę, Chania traktuje mnie jak nie z pełna rozumu. A to przecież nie prawda. Pokój Basi i Chani, nie wyróżniał się niczym szczegulnym. Puchaty dywan na podłodze, kilka biurek połączonych z szafkami. Na jednej z nich stało radio. Dokładnie to było małe tranzystorowe radyjko. Najzwyczajniejsze w świecie. Znudzona dziewczynka wstała, i zdjęła radio z szafki. Włączyła je pstryczkiem na obudowie. Po czym popłynęła głośno muzyka i słowa spikera. "Witamy was gorąco w dzisiejszy dzień! Śniegu napadało tyle, że można by było zrobić sobie iglo!. Może wszyscy przejdziemy z naszych domów do takich iglo? Dlaczego mówię o śniegu? To przecież jasne! Już nie długo święta Bożego narodzenia". Basia zciszyła radio i przyłożyła je do ucha. Z urządzonka tym razem popłynęła piosenka świąteczna. "The last christmas." Dziewczynka słuchała czas jakiś.
Nagle, miała wrażenie że dźwięk radyjka się od niej oddala, więc przycisnęła go mocniej do ucha. W tym momęcie pokój zniknął z widzenia Basi. Tencza kolorów objęła wszystko do okoła. Barwy lśniły kolory migotały, odcienie i barwy pulsowały blaskiem. Wszystko to było nie samowite. Basia miała wrażenie że przemieszcza się w powietrzu, a jednocześnie że w cale nie rusza się ze swojego krzesła. A jednocześnie czuła, że zapada się w coś jakby w otchłań.
Przed oczami zdumionej dziewczynki przelatywały kolory i nieznane dotąd obrazy i kształty. Wtem, zapadła ciemność. A już po chwili oczy Basi poraził blask. Był tak jaskrawy że musiała zamknąć oczy. Po jakimś czasie otworzyła je, ale blask był nadal zbyt oślepiający. Przymrużyła więc powieki i rozejrzała się do okoła. Alesz tak! Krzyknęła z zachwytem. Ten blask, no oczywiście! Że też byłam taka głupia że go od razu nie rozpoznałam. Ach! Jednak się nie pomyliłam! To Mirn! Mirn mi się nie przywidział. Jaka szkoda! Nie ma tu Chani. Uwierzyła by mi napewno! W tym momęcie usłyszała głos. Głos bogaty i głęboki. Witaj Basiu.
Boronie! Krzyknęła basia. Tak. To ja. Narazie musisz wrucić do luckiego świata. Musisz zprowadzić tutaj Chanię. Ale, ale ja nie potrafię jej zmusić. Napewno sobie poradzisz. A potem ty chwycisz po niej ten sprzent i tu wrócisz. A narazie,. Nie! Krzyknęła dziewczynka, ale było już zapuźno. Lampart dmuchnął w nią i otoczyła ją srebrna mgła. Przez chwile się w niej unosiła a potem nagle lucki świat wrócił. Głos z radyjka uderzył w Basię jak młot. Upadła na łóżko i usłyszała głos chani. Co ty wyrabiasz! Chcesz zepsuć radio?! A po za tym przez ciebie mam omamy. Jak tu weszłam to myślałam że ciebie tu nie ma. Nawet łużko było puste tylko hmm. Radio wisiało w powietrzu? Nie nie. Napewno mi się wydawało.
Rozdział drugi. Brak niezwykłych zjawisk, czyli zwykłe żeczy w zwykłym świecie.
Chania spojrzała jeszcze raz na Basię. A w ogule chciałam ci powiedzieć że czas już na kolację. Dobrze. Powiedziała Basia i wyszła z pokoju. Korytarz był tak samo obity boazerją jak pokoje uczniów. Nic się nie zmieniało pod tym względem. Dziewczynki raźno szły przed siebie przez zimny i pusty gmach szkoły.
Potem schodami w dół i wprost przed siebie do ogromnej jadalni. Ależ tu zimno. Powiedziała Basia. Jak zwykle. Prychnęła Chania. Obie za siadły do stołu pomalowanego na regulaminową zieleń. Wszystkie drzwi w pokojach i w całej szkole oraz szafki i stoły miały mieć zielony kolor i jakto twierdziła dyrektorka szkoły z internatem: "Aby uczniowie mieli wrażenie bycia na łonie natury." Na kolację była pizza znów ich opiekunkom nie chciało się gotować. Chociarz kuchnia była porządnie wyposarzona.
Nie martw cie się. Powiedziała Pani julia. Na wigilję się na jecie.
Chania Westchnęła smutno i zaczęła jeść pizzę. Basia na tomiast zaczęła wybrzydzać, że nie z serem. Pani Julia rzekła: Ochocho?! Kto to widział tak wybrzydzać młoda panno.
***
Następnego dnia obie siedządz w klasie rozwiązywały jakieś działania matematyczne.
Ech nudy. Stwierdziła Chania. Taa Powiedziała siedząca obok niej Basia.
Moje Panny! Nagle rozległ się głos nauczycielki. Jeśli już zakończyłyście tę jakże interesującą rozmowę, zaprosiła bym was do dokończenia działań matematycznych napisanych na tablicy.
Channo, powiedzmi jaki jest wynik? Pi razy drzwi. Odpowiedziała Chania wciskając nos jaknajmocniej w podręcznik. W klasie rozległ się śmiech kilku uczniów. Bo go za smarkasz. Powiedział jakiś chłopak w wieku lat szesnastu.
***
Czy ty myślisz smarkulo że ja będę tolerować twoje wyskoki! Myślisz sobie że nasza szkoła to kurort wypoczynkowy! Tak zaczęła krzyczeć wychowawczyni Chani. Nie. Odpowiedziała. Myślę, że to jest podła buda, w której pies nawet nie chciał by siedzieć.
Gdyby rodzice nie wyjechali znów do niemiec, to siedziała bym teraz w domu niedaleko miasta Płońsk, i ubierała bym choinkę.
***
Basia siedziała właśnie w pokoju, gdy wtem drzwi rozwarły się z chrzęstem i skrzypieniem i wtargnęła Chania. Bezsłowa usiadła na łużku i zaczęła płakać.
Nie martw się Chanka. Prubowała ją pocieszać Barbara.
Już nie długo oni nam za wszystko zapłacą. A może, Powiedziała nie śmiało, Nie!
Nic nie mów Baśka. Chcę posiedzieć sama. W ciszy i spokoju. Może idź się prze spaceruj czy coś?
Po chwili zamknęły się drzwi. i nastała cisza.
Wszyscy myślą w tej szkole, że jestem taka głupia. Myślą, że poza nią niedała bym sobie rady.
A właśnie że tak! Chanka w przypływie smutku i wściekłości krzyknęła i uniosła w górę zaciśnięte pięści.
Mamo! Tato! Dlaczego znowu nas zostawiliście co?! Myślicie że nam tu dobrze?! Ja już mam tej szkoły dość!
Po czym otworzyła drzwi i powtórzyła swój gniewny krzyk na korytarzu.
***
Świetlica była pusta. Było w niej zimno, gdyż Pani dyrektor nie włączyła ogrzewania.
Jest Pani tego pewna? Zapytała kobieta siedząca najbliżej Dyrektorki.
Miała Twarz bez wyrazu i lekko zmróżone piwne oczy.
Tak. Jestem tego apsolutnie pewna.
Powiedziała Pani dyrektor. Miała worki pod niebieskimi oczami. Ale mimo to prezentowała na dal postawę kobiety wojowniczki.
Zatem dobrze.
Może przyda się uczniom mała wycieczka. Odwiedzą dom poprawczy w Warszawie.
***
Wycieczka przebiegała nader sprawnie. Dom poprawczy imienia Świętej Dympny był taki, jaki być powinien. Wszystko na biały kolor, szarość i nuda.
Oraz dy,scy,pli,na. Nic nowego co by zaskoczyło Chanię i Basię.
Rozdział trzeci. Podróż do mirn.
W nocy, kiedy Basia spała chania zerwała się z łużka uniosła w górę zaciśnięte pięści i krzyknęła: "Przeklinam cię! Przeklinam cię ty budo wstrętna! Niech żadna rzecz wam się nie uda!" Coty dziewczyno wyprawiasz! Krzyknęła Basia zrywając się ze swojego łóżka. Chcesz, by wparowała tu nocna i rozgoniła nas?

Kategorie
Moje opowieści

henio borniak i kamienny filozof taka moja parodia jeszcze nie zakończona słuchajcie znaczy czytajcie jak chcecie.

Henio Borniak i kamienny filozof.
Rozdział pierwszy. Głupi ma zawsze szczęście.
Pewnego razu w świecie magików albo jak wolicie czarodziejów, wydarzyła się żecz niezwykła. Liljannie i jeremiemu borniaków urodził się syn. Pijana wróżka wykrzyczała w tawernie pod smoczym jęzorem, przepowiednie.
Wielki będzie błorniaków syn high czknęła zabije waldemara drania zawistnik zginie razem z nim lub pójdzie do kwiatków wąchania. Lord Waldemar podły stalin świata czarowników wściekł się okropecznie. I kiedy pewnej nocy dowiedział się, że rodzice chłopaka śpią, teleportnął się do warszawy i wparował do ich domu.
Jeremi wyzwał go na pojedynek. A matka schowała się z synkiem za ojcem w sypialni. Po dłuższej walce jeremi wyparował z głośnym bum. Potem wrucił po chłopaka.
***
Wybuch był tak potężny, że w pałacu kultóry zadrżały szyby i omal nie pękły. Atanazy pszczułka dyrektor szkoły dla niewychowanej magicznej młodzieży bumbox kazał swojemu ogrodnikowi rombelusowi hudiniemu wyruszyć i zabrać chłopaka oile jeszcze żyje. Minął jakiś czas i w okolicach bąkowca ludzie przysięgali, że widzieli człowieka który leciał w fosworyzującej blaskiem muszli klozetowej. Ale albo owi ludzie byli pijani albo to była tylko plotka. Grunt że w grajdołkowie o pułnocy zgasły wszystkie światła kiedy dziwne kotopodobne stworzenie stanęło na progu domostwa amelii i walentego durszlaków.
Rankiem, gdy amelia otworzyła drzwi domu, na progu zobaczyła pudło po japońskich zupkach firmy jokotoko a w nim dziecko z dziwaczną blizną na czole.
Ale co tak naprawdę się stało, otóż, gdy waldemar podniusł swoją różdżkę i krzyknął "Sulajibaz! Zaklęcie odbiło się od chłopca i waldemara pochłonęła chmura dymu. O kurka siwa zepsuła się czy co? Powiedział waldemar. A potem nim chmóra dymu oplotła go całkowicie użył swojej najgorszej zdolności czyli magii bez ruzgowo-różdżkowej. Podmóch atomu. Biały błysk i eksplozja wstrząsnęła Warszawą. Waldemar rozpadł się na tysiące kawałków. Ten podmóch właśnie sprawił, że dom Borniaków się rozleciał, a chłopiec dostał bliznę na czoło. Gdy w coś się walnął blizna przybierała kształt danej żeczy.
Rozdział drugi. Nieszczęsne życie henia borniaka.
Obudziło go walenie do drzwi. "Wstawaj leniu! Dzisiaj musisz pójść po gazetę do pani fikusowej. A potem trzeba kupić prezenty dla oleńki naszej ukochanej cureczki!" Podnosząc się z łuszka Henio Borniak wstał. Odkąd pamiętał, mieszkał w komurce ze starociami. Już już. Odburknął.
***
A ty czego tu! Warknęła Pani Fikusowa. Ja chciałem kupić gazetę. We wrześniu idę do gimnazjum.
Fikusowa nic nie odpowiedziała. Była to dziwna kobieta lubiła filmy o czarodziejach i kupowała wszystkie możliwe do kupienia dziecięce zabawki, na Barbie zacząwszy a na klockach lego skończywszy.
Henio nienawidził Oleńki lubiła oglądać Power Rangers a potem ćwiczyła na nim wszelakie ciosy i kopnięcia.
Walenty durszlak pracował w firmie grubiks i pisał doktorat teorja obróbki z krawaniem. Amelja natomiast była typową Panią domu. Niestety wujostwo nietraktowało henia najlepiej. Razu pewnego tak się bał oleńki że zaczął biec nagle poczół wiatr i znalazł się na dachu domu.
Co to ma znaczyć! Ale ja wójku nie wiem. Jakto nie wiesz! Ja ci dam. I wsadzili Henia na 3 miesiące do komurki.
Raz henio zapomniał przynieść kawy walentemu i ten zamierzył się do ciosu. Henio zamknął oczy. Gdy je otworzył, zobaczył wója jak wynoszą go na noszach sanitarjusze do karetki. Ale ja naprawdę nie wiem jak to zrobiłem. Nie chciałem skrzywdzić wója. Dość! Do swojego pokoju. Jak bym miał pokuj. Mruknął henio. Dajemy ci jedzenie holipka! Wrzasnęła amelja. Przyjęliśmy cię pod swój dach. Jakaś wdzięczność nam się należy.
Rozdział trzeci. Tajemniczy posłaniec.
Było coś po godzinie szustej wieczorem. Ciotka amelja spała na łużku przy włączonym telewizorze, a oleńki nie było. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopiec poszedł otworzyć. Przed nim stał pingwin. Nazywam się zanzi. Mam przesyłkę dla Pana Henryka oswalda horacego maksymiljana andrzeja antoniego jana borniaka. Co? Jakto! To pingwinia magiczna poczta. Proszę.
Poczym pingwin wręczył mu dwie koperty.Henio zamknął za nim drzwi. Coto może być? Zastanawiał się.
Wrócił do swojej komurki i otworzył pierwszy list.
"Szanowny Panie Borniak. Pragnę poinformować Pana, że został Pan przyjęty do szkoły czarodziejów oraz magicznej nie wychowanej młodzierzy bumbox. Rok szkolny zaczyna się pierwszego września. W pana mieście grajdołkowie nie ma dworca. Musi pan pojechać do lublina. Oto lista potrzebnych żeczy. Z poważaniem profesor Hildegarda makaronkar makron."
Coto ma znaczyć? Zapytał sam siebie henio głupoty jakieś? Wyszedł z komurki i pokazał list ciotce amelji. Ta zemdlała. ***
Trzy dni potem wrócił wuj henia. Naradzili się z ciotką i z komurki przenieśli go do starej nie używanej spiżarni.
Rozdział czwarty. niespodziewany gość.
Minęło wiele smutnych dni. Henio jak zwykle siedział w swojej spiżarni. Było coś ok. piątej popołudniu. Gdy nagle Chłopiec usłyszał dzwonek do drzwi. Po tem kilka krzyków. Znowu cisza, aż tu nagle drzwi spiżarni wyleciały z zawiasów a w nich stanął olbrzym.
Siemasz heniek. Jestem rombelus hudini ogrodnik bumboxa. Mam cię, z roskazu dyrektora zabrać do szkoły.
Yyyyy jakto? No takto. Czytałeś listy? Tak. Kończysz dzisiaj 12 lat więc czas byś dowiedział się czegoś więcej osobie. Ale najpierw wyjdź my z tej budy.
kiedy chłopak opuścił spiżarnie z olbrzymem, zobaczył amelje lerzącą na dywanie. A walenty klęczał nad nią i mruczał. Och kochanie powiedz coś co ci zrobili ci przeklęci czarodzieje? Rombelus zabrał henia z domu durszlaków. Nigdy pomyślał sobie nigdy nie będę żałował, że opuściłem ten durny dom.
Rozdział piąty. Portal do świata czarodziejów.
Henio i Rombelus szli ulicami grajdołkowa. Wpewnej chwili weszli razem do sklepu handlowego żabka. Tendy. Powiedział rombelus i poszli na tyły sklepu. który kończył się ścianą. Ale hudini. Tu jest tylko szawka. Tak. Wejdź do niej. Henio wgramolił się do środka. Panowała tam ciemność. Wtem zaczął się przesuwać i nagle otoczenie zaczęło się dynamicznie zmieniać chłopiec chciał się zatrzymać ale nie mógł. Wystrzelił z drugiej strony szawki jak z procy, i upadł na chodnik. Obok niego pojawił się z drugiej szawki rombelus. Fajorsko co! Oto ulica zakrętna.
***
Puźniej henio udał się z rombelusem do dziwnego budynku. Jego fasada pokryta była błękitną farbą. Na drzwiach był napis. "Bank froguta."
Witam. Pan Henryk borniak chce dokonać wypłaty. Podano heniowi kartę i kazano podejść do ściany. Zauważył, że w ścianie jest jakby pionowa szpara. Przyłożył tam kartę która pluk wskoczyła. Teraz proszę powiedzieć. Mrok, grok frok. Henio powturzył dziwne słowa. Klik i karta wróciła do jego dłoni, a ze szpary zaczęły się sypać przedziwne monety.
To muty mutki i mamuty. Powiedział hudini. Jeden mut to 3 mutki. A 3 mutki to 2 mamuty rozumiesz co?
***
Teraz henio czytał listę potrzebnych żeczy i szukali sklepów by kupić co potrzeba. No to prawie wszystko co tam jeszcze? Ruzga bądź różdżka. Aaa idziemy do palisandrów oni mają najlepsze.
Sklep palisandrów nie wyrużniał się niczym szczegulnym sraczkowe ściany i lada. Nagle buchnął zielony ogień gdy opadł, z pod podłogi nagle wypłynął starszy człowiek. Proszę proszę. Pan borniak miło poznać.
Podał heniowi najzwyczajniejszą różdżkę czarną na końcach białą. Machnij! Powiedział Pan palisander. Gdy chłopiec to uczynił drzwi sklepowe rozwarły się oderwały z zawiasów i tańcząc polkę uciekły. 5 lat później wygrały w stanach między narodowy konkurs tańca. Tym razem Palisander podał heniowi złotą laskę.
Machnij. Gdy wykonał co mu kazano wszystkie szyby na zakrętnej pękły z głośnym pąąąąąąąg. Wkońcu Palisander podał mu pałeczke do suschi. Machnij. Otoczyła henia chmóra świetlistej energii. Brawo to będzie ta. Jest ino jeden problem.
Jaki zapytał Rombeelus. Ano taką podobną pałeczkę miał i ma waldemar. Kto? Zapytał Henio. Chodźmy do lodziarni u florka to ci opowiem.
***
Kiedy henio zajadał się lodami hudini opowiadał. Otóż wiedz, że byli sobie twoi rodzice w czarach i magowaniu najlepsi. Ale narodziny twoje nie wywołały niczego zwyczajnego. wróżka w tawernie pod smoczym jęzorem gdy się dowiedziała upiła się tęgo i potem zaczęła po jakimś czasie wrzeszczeć coś o śmierci waldemara. Ten, się wkurzył. I wparował do was do domu. Był to rok 1996. Wybuch był tak silny heniu, że pałac kultury zadrżał w posadach a szyby domost w promieniu 998 kilometrów od domostwa borniaków zajęczały i pękły. Dyrektor naszej szkoły mądra głowa wysłał mnie do tych ruin i tam cię żem znalazł.
Wkońcu po długim milczeniu hudini żekł. Mamy mało czasu. Zaprowadzę cię do IRC świata magików. Normalnie powinieneś iść do lublina na dworzec tam oprzeć się o filar i on obracając się przeniusł by cię na pociąg, ale dyrektor mi zezwolił chodźmy.
Po jakimś czasie opuścili ulicę zakrętną i znaleźli się w górach. Jak tego henio nie wiedział. Szedł szedł i nagle bam góry. Hudini podszedł do skały litej nie przejednanej. I powiedział. Cura casa duranasa. Nagle ku zdziwieniu henia skała jakby się otworzyła tworząc łók albo takie dziwne wejście. Henio wszedł. Przez chwilę miał wrażenie że opada we mgle w pustce i potem tęcza kolorów obejmuje wszystko ale już po chwili stał na podłożu. Oślepiło go przez chwile jasne światło. Na chwile zmróżył oczy. Gdy się rozejżał, zobaczył, że stoi na dużym dworcu. I nagle z dziwnym szumem pojawił się dziwny czerwony autobus który latał.
No heniek wskakuj! Spotkamy się na końcu twej drogi. I chłopiec wszedł do wnętrza przestronnego autobusu.
Rozdział szusty. W drogę!
Pomimo szumu jaki autobus na zewnątrz czynił, w środku było zupełnie cicho. Tylko wibracje podłoża informowały, że właśnie się przemieszczają bądź jak napocządku odrywają się od ziemi.
Hejka. Hejka. Czy tu jest wolne. Ano nie? Tak ale wiesz to wolny kraj. Nazywam się Runar łaski i jadę do bumboxu.
No widzisz ja też. Powiedział Henio.

Kategorie
Moje opowieści

magical girl star odcinek 26. Przebudzenie lamora cz1

Nasze główne bohaterki spotkały się w parku niedaleko przystanku saka sentai. Yuiko. Ależ to było fantastyczne prawda! Jak delce pokonał królową. O nie! Odezwał się telepatyczny głos. Ja jej nie pokonałem całkowicie. Ja ją tylko na jakiś czas unieszkodliwiłem. Niestety wywołałem przez tę bitwę deszcz złotych kryształów. Królowa zdobyła je wszystkie i za ich pomocą chce obudzić najgorszego stwora pożeracza światów i galaktyk władcę odchłani lamora. W tym momęcie zatrzęsła się ziemia i 2 wierzowce japońskie padły z chókiem. A w ich miejscu zaczął się wydobywać dziwny pancerz widać już było ogon. Pokonamy go. Stalowa,,, swera! Ehh dziewczęta rozległ się grzmoto-tubalny głos. Tylko mnie karmicie. Róbcie tak dalej hahahahaha. Nagle rozległ się prze czysty niebiański śpiew i z niebios spłynęła postać. Kim jesteś! Też naszym wrogiem?. Nie odezwał się głos z pogłosem nazywam się arina tanura jestem wojowniczką jak wy tylko ja władam ogniem. Ciąg dalszy nastąpi.

Kategorie
Moje opowieści

Baśń o czarodziejskim szmaragdzie

Kategorie
Moje opowieści

baśń o królu pragnącym podróżować.

Kategorie
Moje opowieści

magical girl star odcinek 25 międzygwiezdna bitwa cz3

Kai! Kai! Nie! Nie umieraj proszę Nieeeeeeeeeee! Widzicie? Wasza zła decyzja zakończy jego żywot. Powiedziała królowa. Dziewczyny szybko się naradziły. Stalowa swera! Nie! Krzyknęła królowa ale już było po potworze a kolejny gwiezdny medalion dołączył tam gdzie jego poprzednicy. Wtem kaoru uniosła młot światłości i krzyknęła. Młot światłości daruma otoshi kosmiczna,,,,,,, ,,, zbroja! Młot rozpłynął się i utworzył ochronną kopułę woku kaia. Kaoru! Nie masz broni! Jedynie broszka podtrzymuje twoją transformację. Już niedługo krzyknęła królowa, poczym jednym ruchem zniszczyła broszkę kaoru. Nie! Nie! Nie! Wtem wszystko zalała fala światła, i pojawił się delce trzymając na ramionach kaoru. Dość! Dość twojego okrócieństwa królowo lirl. Jednym ruchem teleportował kaoru do swojego domu a potem zrobił to samo z kaiem gdyż kosmiczna zbroja zaczęła słabnąć. Delce wściekł się nie nażarty. Klasnął trzy razy w dłonie i nagle krulową pochłonął wir ognia. Nieeeeee! Jeszcze tu wrócę. Lecz resztę słów królowej zagłuszył chuk.
***
Patrzcie! Krzyczał astronałta totsohiko. Teszcz złotych kryształów tego jeszcze nie było! To prawda. Musimy zanotować to zdarzenie. To niesamowite.

Kategorie
Moje opowieści

magical girl star odcinek 24 międzygwiezdna bitwa cz2

Gwiezdna kawalkada! Galerja błyskawic! Daruma otoshi ognista światłość! I tak rozpoczęła się walka. Jeden ze stworów szybko wybuchł i yuiko zdobyła gwiezdny medal. Chroń je! Krzyknął Kai. Połączone z klejnotami stworzą barjere nie do przebycia dla mrocznych. Stalowa,! Nagle powietrze przed dziewczętami zafalowało, i pojawiła się kobieta jakby wyrzeźbiona z alabastru. Witajcie wojowniczki i ty błękitny rycerzu. Bardzo chciałam was poznać. Jestem królową mrocznych jak ich wy nazywacie. Tak naprawdę to plemię alyrian. Nie ważne! Krzyknęła Yuiko. Ważne jest to, że chcecie ukraść energię ludzi i posiąść ziemię! Dodał kai. Hahahahahahahahaha! Zobaczymy, jak poradzicie sobię ze mną. Zobaczę, ile potraficie wytrzymać. Królowa rozłożyła ręce i klasnęła. w dziewczyny i rycerza uderzyła ściana ognia. Yuiko, momoko, i kaoru fiknęły kozła zaś rycerz tylko się zachwiał. Ha! Zobaczymy królowo jak poradzisz sobie z mym mieczem. Rycerz płynnie ciął ale królowa pstryknęła palcami, i miecz roztopił się w dłoni rycerza a ten zniknął w obłoku dymu i stał się sobą. Kaiem saruyamą. No dziewczęta. Teraz myślcie rozsądnie! Jeden wasz zły róch, i kai umrze w kosmosie Hahahaha! Hahahaha! Ciąg dalszy nastąpi.

EltenLink