Kategorie
Moje opowieści

mam coś dlawas czyli baśń o elfce anecie i o rafale królewiczu.

Witajcie. Napisałem razu pewnego trzy jakby poematy czy są ok wy ocenicie. Ale za nim wkleję coś wyjaśnię. Pierwsza druga i czwarta pieśń są napisane stylem rymowanym a a b b. Kto wie to zrozumie. Trzecia pieśń jest napisana odmiennie. A b a b. Pozdrawiam miłego czytania. Jak coś wyjaśnię w komentarzu gdyby było coś nie jasne. Natchnij mnie Boże,
muzo moja droga.
Ty co strzeżesz życia proga,
Natchnij mnie do nowej pieśni.
Niech się ona ucieleśni!

Witajcie. Napisałem razu pewnego trzy jakby poematy czy są ok wy ocenicie. Ale za nim wkleję coś wyjaśnię. Pierwsza druga i czwarta pieśń są napisane stylem rymowanym a a b b. Kto wie to zrozumie. Trzecia pieśń jest napisana odmiennie. A b a b. Pozdrawiam miłego czytania. Jak coś wyjaśnię w komentarzu gdyby było coś nie jasne. Natchnij mnie Boże,
muzo moja droga.
Ty co strzeżesz życia proga,
Natchnij mnie do nowej pieśni.
Niech się ona ucieleśni!
Usłyszcie ją krasawice,
panie losu rodzenice.
Ze słowiańskich mitów starych.
Czas na baśnie! Czas na czary!

Pieśń pierwsza.
W pewnej krainie daleko,
gdzieś za siudmą gurą, rzeką,
stał pałac piękny mórowany.
miał oninkrustowane pobielane ściany.
Mieszkał w nim król wielki.
Mocarz, nad mocarze.
Miłośnik przygód wszelkich.
Lubił polowania,
rycerzem był wielkim.
Również podczas uczty winem nie pogardził,
ale z sąsiadami wcale się niewadził.
Miał ten król trzech synów.
Młodych jak ze stali.
Najwięksi wrogowie ich mieczów się bali.
Królewskich żołnierzy byli to druchowie,
świetni wojownicy i dobży wodzowie.
Miał król też trzy córki.
Piękne niesłychanie.
Były to doprawdy przecudowne Panie.
Pierwsza Arina.
Srebrne włosy miała.
Sama Afrodyta posiadać je chciała.
Druga, medea. Miała złote włosy.
Barwę miały taką,
jak zbóż pełne kłosy.
Trzecia, Aneta. Ach jak lustro wody.
Nie sposub opisać jej cudnej urody.
A kiedy dla króla w pałacu śpiewała,
to wszystkich dworzan głosem zniewalała.
Obydwie córki wkródce wyszły zamąż,
i anetę zostawiły w pałacu samą.
Szczęśliwi znią byli i król i dworzanie.
Lecz wy posłuchajcie co się teraz stanie.
Razu pewnego w dalekim kraju,
gdzie ptaki dla ludzi ballady śpiewają,
żył tam królewicz piękny i młody.
Który nie lubił swych wąsów ani brody.
Golił się często i gładkie miał lico.
Ale król i dworzanie mówili: "Nic to".
Aż dnia pewnego w dziennej ciszy królewicz zdrzemnął się. I weśnie słyszy,
głos anety głos czarowny.
Zniewalający i cudowny.
Królewicz obudził się zakochany.
Śnił mi się głos cudownej panny!
Ach gdzie no gdzie taką ja znajdę?
I czy taka istnieje naprawdę?
Wtem się zjawia mendrzec stary.
Tak tak to są głosu czary wy jesteście przeznaczeni.
I ty możesz się orzenić.
Lecz niełatwa to jest sprawa.
I nie żadna to zabawa. Czekają cię straszne próby.
Więc przygotuj serce luby. Więcej ja ci rzec niemogę.
Jak chcesz ruszaj zaraz w drogę.
Starzec poprawił okulary,
wtem tupnął, klasnął, Palcami pstryknął,
i w mgłę się rozwiał.
W dymie zniknął.
Młodzieniec patrzył oniemiały.
Wnet zjawił się przednim ptak śnieżno-biały,
i zaczął śpiewać taką balladę.
Mój królewiczu ja powiem ci prawdę.
Faktycznie jesteście sobie przeznaczeni.
I będziesz się z nią mógł ożenić lecz,
to nie będzie takie łatwe.
Może ja inaczej zacznę.
Daleko stąd w pięknej krainie,
gdzie śpiew nad lasami i żekami płynie,
stoi tam pałac. Piękny mórowany.
Ma on inkrustowane, pobielane ściany.
Mieszka w nim król.
Mocarz nad mocarze.
Gdy krzyknie, wiatr uciszy.
Sługom śpiewać każe.
Ma on trzech synów,
i trzy curki panny.
Każda znich jest jak wietrzyk poranny.
Lecz trzecia piękniejsza cudna, lustro wody.
Słowem nie obejmiesz jej cudnej urody.
Włosy ma białe, oczy jasne,
nosek różowy,
policzki krasne.
Jej tważ nie jest złudna,
to me słowa własne.
A gdy aneta w pałacu śpiewa,
to cały dwór zniewolony omdlewa.
Ponieważ jej głos jest wprost przepiękny.
I niezwykłą ma barwę.
Ty we śnie królewiczu słyszałeś naprawdę.
Dlaczego? Gdyż tobie ją los przeznaczył.
Królewicz na ptaka dziwnie po patrzył,
pomyślał i rzecze:
"Rószam jutro w drogę.
Wyrószam, gdyż dłóżej czekać niemogę."
Pieśń druga.
Mijają dni, tygodnie, miesiące,
aneta chodzi sobie połonce.
Bawi się w ogrodach,
w pałacu śpiewa,
i tak powoli królewna dojrzewa.
A król ukrywa prawdę w sekrecie.
Bo wie.
Aneta elfką jest przecie.
Lecz ona o tym wiedziała,
ponieważ w księdze czytała,
kiedy niebyło króla.
Czytała w ogromnej ksiendze,
jak kraj popadł w nędze,
i jak król spotkał jej matkę.
I rozwiązał zagatkę.
Odtąd szczęśliwa jest kraina.
I nikt już wojen nie wszczyna.
Wtem chuk trąb wyrywa ją z zadumy.
I widzi, coto?
Nito blaski łuny to złoty powuz jaki.
A za nim trzy orszaki i widać stu żołnierzy.
Ubranych jak należy.
Powuz trzy stopnie wystawia,
a na nich piękny królewicz się zjawia,
I żecze:
Przybyłem tu bom jest zakochany.
Bom słyszał głos cudownej panny.
Gdy spałem ja sobie w dziennej ciszy,
i cużto? Co me ucho słyszy?
Weśnie ten głos nieprawdopodobny.
Wprost zniewalający i cudowny.
Ja zaraz się przedstawię i dalszą opowieścią zabawię.
Jam Królewicz Rafał.
Z dalekiego kraju.
Gdzie ptaki dla ludzi ballady śpiewają.
Pozdrawiam królestwo i szanownego króla,
i życzę im, by wiatr po polach ich nie chulał.
I mam taką proźbę królu Panie.
Czy piękna królewna wyjdzie za mnie?
Król rzekł:
Aneta jest elfką i ja dobry będę,
Gdyż czy kogoś pokocha?
Dam jej wolną rękę.
Rzekła aneta:
Namyśliłam się i tak ogłaszam.
Mószę pobyć z królewiczem sam na sam,
poznać go bliżej nim skrzyżujem swe drogi.
Zapraszam cię na ucztę królewiczu drogi gdyż napewno zmęczone twe nogi.
I podczas uczty my porozmawiamy,
i może puźniej także pogadamy.
Królewicz się zgodził i do zamku bierzy.
Zanim trzy orszaki oraz stu żołnierzy.
Wnet rozpoczyna się biesiada.
Aneta przy królewiczu siada,
już pojawiają się frykasy.
Banany, ciasta, ananasy,
Wszystko na złotej porcelanie.
Tym czasem królewna zdrowo,
zabawia królewicza rozmową.
Grzecznie zapyta frykas podsunie,
warkoczykiem się bawi uśmiecha się cudnie.
Wtem z chukiem rozwarły się okna komnaty.
Wpadł do sali wicher skrzydlaty,
i zaczął rozstrącać zastawy śmiało.
Nagle za chóczało, za szumiało, chłodnym wichrem w krąg, powiało.
Zjawiła się serja błysków.
jakby fontann sto wytrysków.
A tóż za nią się pojawił.
Chók grzmotów,
blask błyskawic.
Nie! To nie są fajerwerki.
Ani żadne też cukierki.
To są straszne i złe czary.
Takie czary,
niedowiary.
Wtem się dziwna mgła zjawiła,
i snem wszystko otuliła.
Puff! Wtem strzela smuga jasna,
jakby nowy grzmot narastał.
I wsączył się dym duszący.
Oblubieniec wszystkich śniących.
Co tłem snów im się wydaje.
I tak we śnie człowiek baje.
Wnet się rozległ głos straszliwy.
Krzykną głośno coś dwókrotnie,
brzmiał jak góry chók odległy.
Tak jak wulkan co się budzi,
gdy w nim wybuch wzbiera, rośnie.
Dym się rozwiał mgła zniknęła.
Sen też zniknął,
wraca jawa.
I znów strzela smuga jasna,
nowym strachem dwór napawa.
Nagle woku pociemniało.
I jak wcześniej tak się stało.
Za chuczało, za,szumiało chłodnym wichrem w krąg, powiało.
A gdy znowu pojaśniało,
wszyscy chórem odetchnęli.
I znów się do uczty wzięli.
Wnet królewicz pieśń zaśpiewa,
taką pieśń co serce wzrószy.
Pieśń, co wsmutku swym dojrzewa,
i dociera aż w głąb duszy.
ach aneto elfko czarowna kto wśród tłómu cię rozpozna. Ja baśń nową ci napiszę. I mą pieśnią przetnę ciszę. Wieżąc, że mą pieśń usłyszysz. Ja wyrószę w głuchej ciszy w dale mroczne i zwodnicze. W dale straszne, tajemnicze. I odnajdę cię napewno.Idę w świat z mą pieśnią żewną.
Wszyscy patrzą.
Ale checa!
Bo przy królewiczu pusto.
Krzesło puste obok stoi,
Wtem się nagle krzyk rozlegnie.
Gdzie jest elfka!
Gdzie aneta!
Już do sali służba biegnie.
Szum, rwetes i chók w koło.
A królewicz nagle krzyczy.
Ja złu temu stawiam czoło.
I odnajde elfkę w głuszy.
Pieśń trzecia.
Królewicz rafał na konia wskakuje,
czoło swoje ciągle chmurzy.
Już w dal pędzi, mknie i pruje,
Tak jak zwiastun strasznej burzy.
Jedzie borem jedzie lasem,
smutnym wzrokiem patrzy w niebo.
Rusałka go nęci czasem,
takie żeczy nie dla niego.
nagle lejce ściska w dłoni.
Staje, rozgląda się woku,
słyszy coto, ktoś go goni?
I śledzi go dwojgiem oczu.
Podchodzi do niego dziewczyna.
Piękna jest i jasne ma lica.
Kły wysuwa włosy upina,
Ah! To jest wampirzyca!
Patrzy na szyję królewicza,
ślina jej po wardze skapuje.
Rafał dobywa miecza,
i nim dziewczynę kłuje.
Przebija jej serce wraże,
a ona się w mgłę rozpływa,
i rusza w dal jak mu serce karze.
Miecz chowa lutni dobywa.
Mija roczek.
Drugi trzeci a królewicz pędzi dalej.
jak by lotem wichru leci,
a koń z pyska puszcza pianę.
Lutnię on przez pierś przewiesza.
Lekko palcami trąca struny.
śpiewać zaczyna i konia pospiesza,
śpiewa on pieśń w blaskach łuny.

"wsłuchaj się w struny gitary,
wiatr, niech ci resztę dopowie.
Szukam cię moja elfko cudowna,
a wiatr śpiewa w dąbrowie.
Lecz wiedz, ja odnajdę cię napewno.
Muzyka mnie do cię zaniesie,
Usłyszysz moją pieśń rzewną.
To ona ci nadzieję przyniesie."

A tym czasem hen daleko,
w pięknym cudnym ogrodzie,
siedzi elfka smutna nad rzeką.
I myśli o ojcowskim grodzie.
Nagle wiatr się zrywa,
i elfkę w dal unosi,
to władca wiatrów ją wzywa.
Rząda jej i wcale nie prosi.
Już jest królewna w zamku wielkim,
siedzi na łożu w wielkiej sali.
Obok niej leżą lody, cukierki,
i widać drzwi otwarte w dali.

Pieśń czwarta.
Żądasz kochanko moja miła by pieśń tobie dalej grała?
Żądasz by pieśń, co uchu twemu miła jeszcze raz ci zaśpiewała?
Dobrze więc posłuchaj o tym jak władca wiatrów tam się zjawił.
I jak utracił tronswój fotel.
I znikł w śród grzmotów i błyskawic.
Elfka na łożu siedziała i łzy swe wylewała.
Wtem potężny młodzian wszedł do sali,
i zamknął drzwi co widniały w oddali.
Usiadł na łożu i gromkim głosem żecze.
"Jam władca wiatrów.
Pewnie wiesz to przecież.
Jam cię porwał z ojczystego grodu,
byś ty mą została mą,
jeszcze za młodu.
A nie tego królewicza,
co pajacem jest okrutnym.
Tak się cieszy tak zachwyca!
A jam widział w sercu butnym,
to cudne dla się wyzwanie.
I odpowiedziałem na nie.
Królewna swoje czoło chmórzy,
biada nad losem i łzy roni,
wtem wchodzi sługa z rubinem dużym,
i kładzie anecie go na dłoni.
Lecz anety rubin nie wzrusza,
i wdzięk pałacu jej nie kusi.
Mówi: "w niewoli me ciało i dusza,
więc pewnie tak już zostać musi.
Ale jeśli znajdzie się śmiałek,
z sercem odważnym i umysłem jasnym,
to zniszczy władcy wiatrów sławę.
A mnie da wolność mieczem własnym.
To rzekłszy królewna w sen opada.
Sen, jak cudny dym się snuje,
widzi młodzian na konia wsiada.
A wiatr ognisty w twarz mu dóje.
Wróćmy więc do królewicza.
Pędzi na swym koniu rączym,
nagle starca on spotyka.
Co ma zapłakane oczy.
Tak on zjawia się i znika.
I do królewicza żecze:
Jedź na północ mój młodzieńcze,
Władca wiatrów nie uciecze.
Straszliwa go spotka kara,
za to że porwał anetę.
Ruszaj prentko!
Ruszaj zaraz!
Niech się spełni przeznaczenie.
I nasz Rafał konia spina,
rusza w drogę prędko bierzy.
Więc to władcy wiatrów wina.
Dołożę mu jak należy!
Już się zjawia przed pałacem.
I w ogromne wrota dudni.
Budzi władcę on z chałasem,
niczym wode w jądrze studni.
Wbiega królewicz do sali z mieczem,
walka się straszna rozpoczyna.
Rafał już rąbie tnie i siecze,
I nagle głowę władcy wiatrów zcina.
Chók straszliwy się rozlega.
Ogarnia wszystko mgła straszliwa.
Elfka budzi się z rafałem,
Otacza ich słóżba życzliwa.
Ojciec łzy roniąc curke ściska,
Zieńcia swego obejmuje.
Już wesele weselisko.
Aneta cudnie się czuje.
Za rafała zamąż wychodzi,
Los im sprzyja i dobrze życzy,
i dobrze bardzo im się powodzi.
Kończy się baśń cudowna właśnie,
Jako bajarz księge zamykam.
Ale że bardzo lubię baśnie,
jeszcze ja tutaj do was zawitam.

3 odpowiedzi na “mam coś dlawas czyli baśń o elfce anecie i o rafale królewiczu.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink