Witajcie. Dawno nie opowiadałem wam o żadnym filmie. Gdyż jakoś tak wiecie. Ale na te jakże cudowne święta film ten wpisuje się idealnie. Zając maks ratuje wielkanoc to animowany film niemiecki. Nie pamiętam orginalnego tytułu. Coś tam golden nei ale nie pamiętam dokładnie. Sprawdźcie proszę w google. Ale wróćmy do zająca.
Zając maks mieszka w mieście w norze przy jakiejś tam ulicy. Chce zostać gangsta zającem ma kilku kumpli i żeby ich również przekonać że jest super, startuje samolotem i wyprawia nim różne akrobacje. Jedna z nich mu się nie udaje i rozbija się w dziwnym, tajemniczym lesie.
Okazuje się że trafił do krainy wielkanocnej gdzie znajduje się zajęcza szkoła, i gdzie Pani Hermina uczy zające jak zostać zającem wielkanocnym. Zające znają sztuki walki i potrafią się teleportować dlaczego? Gdyż mają w swojej szkole złotą pisankę na którą polują wredne hytre lisy wraz z ich mamuśką. Czy im się to uda?
Nie będę spojlerował. Grund, że maks napocządku udaje zawadjakę i twierdzi, że to wiocha i nie chce pracować z zającami. Jednak, po jakimś czasie zmienia zdanie i nawet pomaga w ochronie pisanki. Film jest naprawdę fajny, przy najmniej dla mnie. Bardzo podobały mi się waleczne zające albo to jak lisy próbowały przepiłować żywopłot szkolny piłą elektryczną. Bardzo ten film polecam. Jeśli ktoś chce posiadam go i mogę go dać. pozdrawiam.
Witajcie. Chcę wam pokazać początek drugiej części niesamowitych opowieści z krainy mirn. To dopiero
dwa rozdziały. Jeśli chcecie piszcie w komentarzach co byście chcieli żeby w tym rozdziale jeszcze się
znalazło. Drugi rozdział oczywiście jest o szkole z internatem w której bohaterki są. Przeczytajcie i
wypowiedzcie się proszę. Tylko proszę konstruktywnie. A teraz zapraszam. Niesamowite opowieści z krainy Mirn. Część druga.
Podwodna przygoda.
Rozdział pierwszy. Nuda.
Szkoła z internatem imienia profesor anny jaworskiej w poznaniu była prawie pusta. Połowa szkoły wyjechała na ferje świąteczne, po za dwiema dziewczynkami. Basia siedziała w obitym boazerją pokoju i tupała lekko obutymi w czerwone pantofle stopami w puchaty dywan, wyściełający cały pokuj. To co z tego.
Myślała sobie. To co z tego że Chankę przeniesiono do mojej szkoły. Przez ten niezwykły świat Mirn w którym miałam okazję być chwilkę, Chania traktuje mnie jak nie z pełna rozumu. A to przecież nie prawda. Pokój Basi i Chani, nie wyróżniał się niczym szczegulnym. Puchaty dywan na podłodze, kilka biurek połączonych z szafkami. Na jednej z nich stało radio. Dokładnie to było małe tranzystorowe radyjko. Najzwyczajniejsze w świecie. Znudzona dziewczynka wstała, i zdjęła radio z szafki. Włączyła je pstryczkiem na obudowie. Po czym popłynęła głośno muzyka i słowa spikera. "Witamy was gorąco w dzisiejszy dzień! Śniegu napadało tyle, że można by było zrobić sobie iglo!. Może wszyscy przejdziemy z naszych domów do takich iglo? Dlaczego mówię o śniegu? To przecież jasne! Już nie długo święta Bożego narodzenia". Basia zciszyła radio i przyłożyła je do ucha. Z urządzonka tym razem popłynęła piosenka świąteczna. "The last christmas." Dziewczynka słuchała czas jakiś.
Nagle, miała wrażenie że dźwięk radyjka się od niej oddala, więc przycisnęła go mocniej do ucha. W tym momęcie pokój zniknął z widzenia Basi. Tencza kolorów objęła wszystko do okoła. Barwy lśniły kolory migotały, odcienie i barwy pulsowały blaskiem. Wszystko to było nie samowite. Basia miała wrażenie że przemieszcza się w powietrzu, a jednocześnie że w cale nie rusza się ze swojego krzesła. A jednocześnie czuła, że zapada się w coś jakby w otchłań.
Przed oczami zdumionej dziewczynki przelatywały kolory i nieznane dotąd obrazy i kształty. Wtem, zapadła ciemność. A już po chwili oczy Basi poraził blask. Był tak jaskrawy że musiała zamknąć oczy. Po jakimś czasie otworzyła je, ale blask był nadal zbyt oślepiający. Przymrużyła więc powieki i rozejrzała się do okoła. Alesz tak! Krzyknęła z zachwytem. Ten blask, no oczywiście! Że też byłam taka głupia że go od razu nie rozpoznałam. Ach! Jednak się nie pomyliłam! To Mirn! Mirn mi się nie przywidział. Jaka szkoda! Nie ma tu Chani. Uwierzyła by mi napewno! W tym momęcie usłyszała głos. Głos bogaty i głęboki. Witaj Basiu.
Boronie! Krzyknęła basia. Tak. To ja. Narazie musisz wrucić do luckiego świata. Musisz zprowadzić tutaj Chanię. Ale, ale ja nie potrafię jej zmusić. Napewno sobie poradzisz. A potem ty chwycisz po niej ten sprzent i tu wrócisz. A narazie,. Nie! Krzyknęła dziewczynka, ale było już zapuźno. Lampart dmuchnął w nią i otoczyła ją srebrna mgła. Przez chwile się w niej unosiła a potem nagle lucki świat wrócił. Głos z radyjka uderzył w Basię jak młot. Upadła na łóżko i usłyszała głos chani. Co ty wyrabiasz! Chcesz zepsuć radio?! A po za tym przez ciebie mam omamy. Jak tu weszłam to myślałam że ciebie tu nie ma. Nawet łużko było puste tylko hmm. Radio wisiało w powietrzu? Nie nie. Napewno mi się wydawało.
Rozdział drugi. Brak niezwykłych zjawisk, czyli zwykłe żeczy w zwykłym świecie.
Chania spojrzała jeszcze raz na Basię. A w ogule chciałam ci powiedzieć że czas już na kolację. Dobrze. Powiedziała Basia i wyszła z pokoju. Korytarz był tak samo obity boazerją jak pokoje uczniów. Nic się nie zmieniało pod tym względem. Dziewczynki raźno szły przed siebie przez zimny i pusty gmach szkoły.
Potem schodami w dół i wprost przed siebie do ogromnej jadalni. Ależ tu zimno. Powiedziała Basia. Jak zwykle. Prychnęła Chania. Obie za siadły do stołu pomalowanego na regulaminową zieleń. Wszystkie drzwi w pokojach i w całej szkole oraz szafki i stłoły miały mieć zielony kolor i jakto twierdziła dyrektorka szkoły z internatem: "Aby uczniowie mieli wrażenie bycia na łonie natury." Na kolację była pizza znów ich opiekunkom nie chciało się gotować. Chociarz kuchnia była porządnie wyposarzona.
Nie martw cie się. Powiedziała Pani julia. Na wigilję się na jecie.
Chania Westchnęła smutno i zaczęła jeść pizzę. Basia na tomiast zaczęła wybrzydzać, że nie z serem. Pani Julia rzekła: Ochocho?! Kto to widział tak wybrzydzać młoda panno.
***
Następnego dnia obie siedządz w klasie rozwiązywały jakieś działania matematyczne.
Ech nudy. Stwierdziła Chania. Taa Powiedziała siedząca obok niej Basia.
Moje Panny! Nagle rozległ się głos nauczycielki. Jeśli już zakończyłyście tę jakże interesującą rozmowę, zaprosiła bym was do dokończenia dziań matematycznych napisanych na tablicy.
Channo, powiedzmi jaki jest wynik? Pi razy drzwi. Odpowiedziała Chania wciskając nos jaknajmocniej w podręcznik. W klasie rozległ się śmiech kilku uczniów. Bo go za smarkasz. Powiedział jakiś chłopak w wieku lat szesnastu.
***
Czy ty myślisz smarkulo że ja będę tolerować twoje wyskoki! Myślisz sobie że nasza szkoła to kurort wypoczynkowy! Tak zaczęła krzyczeć wychowawczyni Chani. Nie. Odpowiedziała. Myślę, że to jest podła buda, w której pies nawet nie chciał by siedzieć.
Gdyby rodzice nie wyjechali znów do niemiec, to siedziała bym teraz w domu niedaleko miasta Płońsk, i ubierała bym choinkę.
***
Basia siedziała właśnie w pokoju, gdy wtem drzwi rozwarły się z chrzęstem i skrzypieniem i wtargnęła Chania. Bezsłowa usiadła na łużku i zaczęła płakać.
Nie martw się Chanka. Prubowała ją pocieszać Barbara.
Już nie długo oni nam za wszystko zapłacą. A może, Powiedziała nie śmiało, Nie!
Nic nie mów Baśka. Chcę posiedzieć sama. W ciszy i spokoju. Może idź się prze spaceruj czy coś?
Po chwili zamknęły się drzwi. i nastała cisza.
Wszyscy myślą w tej szkole, że jestem taka głupia. Myślą, że poza nią niedała bym sobie rady.
A właśnie że tak! Chanka w przypływie smutku i wściekłości krzyknęła i uniosła w górę zaciśnięte pięści.
Mamo! Tato! Dlaczego znowu nas zostawiliście co?! Myślicie że nam tu dobrze?! Ja już mam tej szkoły dość!
Po czym otworzyła drzwi i powtórzyła swój gniewny krzyk na korytarzu.
***
Świetlica była pusta. Było w niej zimno, gdyż Pani dyrektor nie włączyła ogrzewania.
Jest Pani tego pewna? Zapytała kobieta siedząca najbliżej Dyrektorki.
Miała Twarz bez wyrazu i lekko zmróżone piwne oczy.
Tak. Jestem tego apsolutnie pewna.
Powiedziała Pani dyrektor. Miała worki pod niebieskimi oczami. Ale mimo to prezentowała na dal postawę kobiety wojowniczki.
Zatem dobrze.