Uwaga! Uwaga! Uwaga!. Powstał musical o wiedźminie geralcie. W teatrze muzycznym w Gdyni. Jest moim zdaniem
po wysłuchaniu kilku fragmentów z prób, niesamowity. Osią fabuły musicalu są majaki wiedźmina kiedy uratował
go jurga. Musical powstał na bazie opowiadań: Coś więcej, miecz przeznaczenia, okruch lodu, ostatnie
życzenie, Opowiadanie o jerzu z erlenwaldu. Zapraszam na google i youtube.
Autor: rafalko112
Tytuł
Dziadek Mróz. Bitwa magów
Tytuł oryginalny
??? ?????. ????? ?????
Reżyseria
Aleksandr Wojtinski
Zdjęcia
Anton Zienkowicz
Scenariusz
Aleksandr Wojtinski, Lew Karasiew, Lew Murzienko, Anna Owsiannikowa
Obsada
Fiodor Bondarczuk, Aleksiej Krawczenko, Taisija Wiłkowa, Nikita Wołkow, Jegor Bierojew, Siergiej Badiuk, Ksenia Ałfierowa, Władimir Gostiuchin, Irina Antonienko, Filip Gorensztejn, Igor Czechow, Swietłana Piermiakowa, Jan Capnik
Muzyka
Dmitrij Sielipanow
Rok produkcji
2016
Kraj produkcji
Rosja
Czas trwania
117 min
Gatunek
fantasy
Film z taką obsadą, z takimi efektami specjalnymi, który na dodatek miał swoją kinową premierę na tydzień przed Nowym Rokiem (nie bez powodu, bo jego fabuła kręci się wokół tematu noworoczno-świątecznego, sic!, w Rosji właśnie tak, nie na odwrót) – skazany był na sukces. O jego popularności zdecydowała jednak przede wszystkim akcja marketingowa, ponieważ pod względem artystycznym mamy do czynienia co najwyżej z półproduktem. To film w zasadzie bez scenariusza, w którym większe znaczenie, niż pojawiający się na planie aktorzy, mają dublujący ich kaskaderzy; dość powiedzieć, że pojawiają się oni w siedemdziesięciu procentach scen. Zaskakujące? Tylko dla tych, którzy nie znają twórczej drogi Aleksandra Wojtinskiego. Ten – urodzony w Moskwie w 1961 roku – reżyser z wykształcenia jest ekonomistą. Jako dwudziestoośmiolatek spotkał na swojej drodze życiowej Timura Bekmambetowa – Kazacha z pochodzenia, który prawie od dekady kręci filmy głównie w Stanach Zjednoczonych („Wanted. Ścigani”, 2008; „Abraham Lincoln: Łowca wampirów”, 2012; „Ben-Hur”, 2016) – i założył do spółki z nim firmę produkującą reklamówki i teledyski.
Dekadę później był jednym z pomysłodawców stworzenia żeńskiego duetu t.A.T.u., skomponował dla niego także kilka piosenek. Wszystko to wyraziście wskazuje, jakie jest podejście Wojtinskiego do kultury. Postrzega ją jedynie jako towar, który trzeba sprzedać. Względy artystyczne schodzą na drugi, a nawet na trzeci plan. Mimo to jego fabularny debiut – nakręcona wspólnie z Dmitrijem Kisieliowem sensacyjno-superbohaterska „Czarna Błyskawica” (2009) – prezentował się całkiem nieźle. Choć pewnie głównie z tego powodu, że całość twardo trzymał swą producencką dłonią Bekmambetow. Rok później Wojtinski nakręcił jedną z nowel, która weszła w skład zbioru „Choinki”, a następnie kolejne pełnometrażowe fabuły: komedię przygodową „Dżungla” (2012) oraz komedię mistyczną „Duch” (2015). Mimo że za każdym razem nie musiał martwić się o budżet, „kładł” filmy bądź to nieumiejętną reżyserią, bądź mało atrakcyjną fabułą. I ta sama choroba dotknęła jego najnowsze dzieło – nakręconą za 200 milionów rubli (w przeliczeniu: 3 miliony dolarów) przygodówkę fantasy „Dziadek Mróz. Bitwa magów”.
Pomysł filmu wyszedł od samego Wojtinskiego, ale widocznie był na tyle niekonkretny (a może zwyczajnie słaby), że pierwszy wariant scenariusza oddano w ręce kolejnych autorów. i tak do tekstu dopisało się ich jeszcze troje: Lew Karasiew, Lew Murzienko oraz Anna Owsiannikowa. Jaki był ich wkład, trudno stwierdzić, ale jeżeli ich zadaniem było ratowanie dzieła – należy stwierdzić, że nie podołali mu. „Bitwa magów” to obraz, w którym – poza efektami specjalnymi – nie ma nic, co usprawiedliwiałoby wybranie się na niego do kina. Film jest potwornie nudny, pozbawiony jakiegokolwiek napięcia. Zaskakiwać może też to, że choć główni bohaterowie mają po mniej więcej dwadzieścia lat (a może i więcej), zostają przedstawieni w taki sposób, jakby byli co najmniej o połowę młodsi. W efekcie powstało dzieło skierowane do starszej młodzieży, ale posługujące się kliszami charakterystycznymi dla kina dziecięcego. Tym sposobem na Maszę i Nikitę patrzymy trochę jak na nastolatków specjalnej troski.
325346_A8001
O fabule nie da się powiedzieć zbyt wiele, jest ona bowiem jedynie patchworkiem zszytym z luźnych, pozbawionych ciągu przyczynowo-skutkowego scen. Akcja zaczyna się zimą 2007 roku. Ojciec młodziutkiej Maszy Pietrowej ni stąd, ni zowąd oznajmia przy stole małżonce, że… musi odejść. Na pytanie: „Na długo?”, odpowiada: „Być może na zawsze”. Chwilę później uspokaja ją jednak: „Ale postaram się wrócić”. Następnie idzie pożegnać się ze śpiącą córeczką, czyta napisany przez nią list do Dziadka Mroza i odchodzi. Później przenosimy się w czasy współczesne. Masza jest już prawie dorosła. Wciąż mieszka z matką, która – jak mityczna Penelopa – oczekuje na powrót męża. Ciągle jeszcze ma nadzieję, w przeciwieństwie do córki. Dziewczyna prowadzi monotonne życie; ciekawsze od rzeczywistości są jej sny, w których pojawiają się przedziwne podszyte ogniem monstra (wyglądają jak latające wieloryby). Wszystko to zmienia się jednego dnia w wyniku wydarzenia, które ma miejsce w centrum Moskwy. Przy wielkiej choince Pietrowa staje się świadkiem pojedynku, w którym zastęp młodych magów-łuczników odpiera atak – znanych jej ze snów – potworów.
325348_A8002
Dzieje się to pod niewiedzę mieszkańców. W momencie ataku czas bowiem staje w miejscu – zatrzymują się ludzie, samochody. Ale nie Masza. Jak widać, jest jedną z wybranych, choć dotąd nie zdawała sobie z tego sprawy. Jako że widzi ona owe monstra i nie potrafi się przed nimi obronić (czytaj: nie posiada lodowego łuku), zostaje przez nie zaatakowana. Z opresji wybawia ją Nikita, jeden z magów. Spotyka go za to wdzięczność dziewczyny, ale jednocześnie bura (i będąca jej następstwem kara) od dowódcy oddziału. Chłopak niewiele sobie jednak z tego robi; bardziej zainteresowany jest Maszą, którą wprowadza do tajnej organizacji. Przewodzi jej… Dziadek Mróz. Kim są natomiast potwory atakujące Moskwę (zresztą nie tylko stolicę Rosji, walka z nimi odbywa się także na innych planetach)? To stwory, które wykorzystuje do swoich celów wyrodny brat Dziadka Mroza, zły czarownik Karaczun. Pragnie on nade wszystko władzy i jest niezwykle zdeterminowany, aby ją zdobyć. Udaje mu się nawet podstępem przeciągnąć na swoją stronę Nikitę. I nie wiadomo, jak by to się dla chłopaka skończyła, gdyby nie determinacja Maszy w odzyskaniu go i przywróceniu Dobru.
325350_A8003
Więcej o fabule powiedzieć się nie da. Reszta filmu to już tylko efekty specjalne – owszem, miejscami całkiem niezłe, ale powtarzane w nieskończoność, więc tym samym szybko nużące. Ileż bowiem razy można strzelać we wroga magią? Która zresztą zbyt wielkiej krzywdy nie robi, skoro wystarczy chwilę później podnieść się, otrzepać i można walczyć dalej. Superprodukcji Wojtinskiego nie ratuje nawet obsada. Mimo że na planie pojawili się naprawdę świetni aktorzy. Tytułowego Dziadka Mroza zagrał Fiodor Bondarczuk („Przenicowany świat”, „Szpieg”, „Stalingrad”), a Karaczuna – Aleksiej Krawczenko („Idź i patrz”, „Jarosław. Tysiąc lat temu”, „Ślad tygrysa”). W Maszę wcieliła się Taisija Wiłkowa (znana głównie z seriali i produkcji telewizyjnych), natomiast w Nikitę – Nikita Wołkow („Chagall – Malewicz”). Poza nimi w rolach drugo- i trzecioplanowych zobaczyć można między innymi Władimira Gostiuchina („1812. Ballada ułańska”, „Snajper. Ostatni strzał”), Jegora Bierojewa („Sierpień. òsmego”, „Terytorium”) oraz Jana Capnika („Cztery oczy”, „Zielona kareta”). Autorem zdjęć był doświadczony w podobnych produkcjach Anton Zienkowicz („Mafia: Gra o przeżycie”, „Trasa wybrana”), zaś twórcą ścieżki dźwiękowej – Dmitrij Sielipanow („Windykator”), który dostarczył producentom idealną muzyczną watę, wypadającą z pamięci minutę po zakończeniu seansu.
koniec
12 lutego 2017
Earth dawn: Moje fanfiction.
Prolog. Bezkresne równiny.
Na zalanej ciemnością ziemi którą wszyscy Zwali bezkresnymi równinami albo niebezpieczną krainą Panowała nieprzenikniona cisza.
Nagle Pojawiły się jakieś cienie. Było ich dwóch.
Poruszali się bezszelestnie aby niezakłucić martwej ciszy. Drzewa ledwo szumiały poruszane lekkim wiaterkiem.
Natura zdaje się też podzielała obawę wędrowców że Najmniejszy szmer mógł by zpowodować coś złego.
Po dokładnym przyjżeniu się można było zauważyć że jeden z cieni miał nasobie kaptur. Podnim ledwo dostrzegalna była widoczna twarz. Twarz kobiety.
Drugi zaś mógł być mężczyzną. Mandurinie? Zapytała szeptem kobieta. Tak? Odpowiedział szeptem ten drugi. Był mężczyzną w kwiecie wieku. I Miało się wrażenie że niesie coś na plecach.
Tak! To był plecak.
Zrobiony z grubej skóry Nieprzemakalny i chyba jak można było się domyślić dość pojemny. Coś się stało Eralin? Zapytał. Nic. Wydawało mi się że słyszałam wycie wilka. Odparła tamta.
Wtem z za drzew wyłoniły się dwa ogromne wilki. Jeden był kudłaty a drugi miał jasno-szarą sierść. Broń się Eralin! Krzyknął mężczyzna odchylając płaszcz i wyciągając długi jednoręczny topór.
Kobieta wyciągnęła przed siebie ręce. Skupiła się a potem coś krzyknęła. Rozległ się ostry świst i na dwa wilki spadł grad ostrych jak sztylety odłamków kryształowych. Puźniej Eralin dobyła lekkiego stalowego miecza i zaczęła rąbać na prawo i lewo.
Nagle Mandurin Wydał z siebie ostry Krzyk i przewrócił się na plecy. Mandurin! Nie! Zakrzyczała kobieta przypadając do mężczyzny.
Eralin idź do Travaru otwóż portal i…
Mężczyzna niedokończył. Jasno-szary wilk skoczył na niego i przegryzł mu gardło. Eralin rąbneła go w głowę mieczem i rozpłatała ją na dwoje.
Potem łatwo rozprawiła się z drugim wilkiem który już pochwili leżał we własnej krwi.
Rozdział pierwszy. Niezwykłe spodkanie.
Ulice Miasta Vivane stolicy Terrańskiego imperjum były jak zawsze tłoczne. Wszędzie chók i gwar.
Jedną z takich ulic szedł człowiek. Mężczyzna? nie! To elf.
Tak jest. Był to lekki bystry elf. Niemiał plecaka, ale był ubrany dość schludnie.
Jasna koszula opinała jego tors a spodnie mimo że wyglądały na nieco przypruszone pyłem z dróg,to jednak miały w sobie elegancję i nieraziły ani prostotą ani brudem.
Elf ten miał nasobie jakąś szatę. po dokładnym przyjżeniu się można było na niej rozpoznać herb akademi magii. Tak tak! To niebujda Wielu sławnych ludzi i elfów oraz tskrangów Jaszczuro-człeków którzy mieli ogony z tyłó Chodziło do tej Sławnej i znanej akademii.
Więdz mieszkańców Vivane i okolic niedziwiła ta okazała aczkolwiek skromna szata.
Przysobie elf ten miał czarny inkrustowany topur i drwalską siekierę.
A wkieszeni pokaźną sumkę złotych,srebrnych, i miedzianych monet.
Dziwicie się zapewne poco magowi drwalska siekiera? Otóż kiedyś był ówczesny mag drwalem. Tak tak! Drwalem! I to dobrego gatónku.
Jak miał ten elf na imię pytacie? Ano. Miał imię jak każdy. Shermin takie było jego miano.
Shermin przystanął na chwile spojrzał przeciągle na szyld na jednej z karczm a potem rószył dalej. Nagle uczół potężne klepnięcie w plecy. Obrócił się i osłupiał.
Zobaczył przed sobą barczystego mężczyznę z bląd włosami które niesworne sterczały na wszystkie strony.
Mężczyzna miał przypięte dwie odznaki. Jedną wędkarską a drugą wskazującą nato że należy do gildji najemników. Mirol! Krzyknął elf śmiejąc się i klepiąc mężczyzne po plecach.
Gdzieśty był!? Tak dawno cię niewidziałem stary przyjacielu!
Mirol Roześmiał się głośno. A pamiętasz jak bagniaki biliśmy? Pewnie! Odrzekł Shermin wybuchając niepowstrzymywanym już śmiechem.
Co tu robisz? Zapytał Mirola Shermin. A wiesz… Interesy najemnicze. Hahaha. Odparł Mirol. A ty? Ja? zdziwił się elf.
Ja mam zadanie. Znaleźć starego arcyrektora akademii.
Ach oni ci żyć niedadzą te kutwy. Powiedział Mirol.
Shermin aż opluł się ze śmiechu. Oj,oj, stary ja pęknę zachwile hahahahaha!
Śmiał się do rozpuku Shermin.
Dobra dobra choćmy lepiej do karczmy tam pogadamy. Powiedział elf.
Pociągnął Mirola w boczną uliczke jedną z wielu jakie w tym mieście istnieją. Naco masz ochotę Mirolu? Zapytał Shermin stając przed karczmą.
Na łososia.
***
Po obfitym posiłku elf i człowiek spacerowali ulicami miasta rozprawiając otym i owym. Aż dotarli do starego budynku wktórym krył się stary arcyrektor akademi magii.
Panie oestelliarze! Zawołał Shermin.
Czego chcesz! Odezwał się głos gdzieś z oddali. Potrzebują pana w akademii! Chwilę puźniej już trujka towarzyszy rószyła w stronę Potężnego budynku akademi magii przepychając się przez ulice miasta.
Rozdział drugi. Szamanka.
Nagle drzwi do gabinetu rektora otworzyły się bez ostrzeżenia i stanęli w nich trzej osobnicy. Elf i dwaj mężczyźni.
Bardzo przepraszamy. Powiedzieli elf i człowiek. To jest oczywiście w twoim stylu sherminie. Prawda? Wszyscy usłyszeli sarkastyczny głos należący do kobiety.
Wyłoniła się z zabiurka i Shermin poznał ją odrazu. Oczywiście że tak Szemesz. A w twoim stylu jest być podłą, sarkastyczną i wredną. Zakończył elf.
Jestem Dawnym rektorem… Tak tak. Przerwała gościowi Szemesz. Oczekiwaliśmy na Pana.
Czego odemnie chcecie? zapytał Oesteliar.
Chcielibyśmy, by Pan został naszym arcyrektorem zpowrotem. Dokończyła. Hej! To oni go wyrzucili? zapytał szeptem Mirol który stał w drzwiach nieco dalej gdyż strażnik niepozwolił mu wejść. To nie Pana sprawa panie najemniku. Powiedziała szemesz.
Panno szamanko. Powiedział Shermin. Proszę By Pani niebyła zbyt surowa dla naszego gościa Mirola. Tak czy Tak jest on strudzony I w podróży. I jest mojim gościem. Panie Oesteliarze? Zwrócił się Shermin do nowego arcy rektora. Czy Mogę przyjąć na dwa dni tego oto mężczyznę? Był bym rad go gościć. Jak Pan wie, Pomógł mi wiele razy. Więdz usilnie proszę by przez dwa dni był tu jako gość. Potem, pujdzie swoją drogą. Chyba niezamierzasz iść z nim Sherminie prawda? Znasz przecież zasady akademii. Niemożna wyjźć z akademii bez podania poważnego powodu. Czyż nie?
Shermin się skrzywił. Czy ona zawsze musi mieć rację?
Po twojej minie poznaje że chciałeś z nim iźć. No i co z tego? Ale jest też zasada by zarozumiałe białogłowy traktować jak powietrze.
Mirol parsknął śmiechem.
Sherminie? Ozwał się Oesteliar.
Niestety Szemesz ma rację. Ugościmy twojego przyjaciela ale jeśli dobrze widzę to tu w dokumentach jest napisane że masz jeszcze sporo nauki tak?
Szemesz kiwnęła głową. A pozatym Twoja nieuprzejmość aż razi. Dodała po chwili ciszy.
Będziesz mógł wyruszyć z mirolem jeśli zdasz egzamin na końcu miesiąca. Powiedział arcyrektor. Szemesz uśmiechnęła się cynicznie.
Uxawie? Powiedział Shermin. Zaprowadź naszego gościa Mirola do pokojów gościnnych.
Rozdział trzeci. Nauka to potęgi klócz.
Nauka w Magicznej akademii nienależy do łatwej. Czytanie wielkich ksiąg, Badanie chemikaljów, Uczenie się nowych zaklęć i wiele,wiele więcej. Shermin właśnie zakończył kolejny dzień nauki i wyszedł z sali badawczej. Zamieżał udać się do pokojów gościnnych by porozmawiać ze swoim starym przyjacielem Mirolem.
Wtem zagrodziła mu drogę Szemesz.
Aczego tymrazem chcesz? Zapytał ją. Poraz pierwszy dokładnie jej się przyjżał.
Sprawiała wrażenie ciągle głodnej. Blada twarz zaciśnięte usta i Czerwone powieki oczy zaś niebieskie. Jakby płakała. Chcę, Powiedziała. Byś udał się do wymiaru astralnego. Co?! Oszalałaś!? Czy wiesz że, w wymiarze astralnym jest mnóstwo niebezpieczeństw? Czy wiesz że chorrory oraz ich konstrukty czekają by nam zadać bul i cierpienie? A ty chcesz mnie tam wysłać?! Zakończył swój wywud Shermin cały purpurowy na twarzy. Wiem co tam jest. Odrzekła Szemesz ale ktoś musi dostarczyć list tej wietrzniaczce z ogrodu idylli. Nagle z chukiem rozwarła się żelazna brama prowadząca do akademii i wbiegła do niej jakaś kobieta. Uderzyła płazem lekkiego stalowego miecza kilku strażników i wtargnęła do gabinetu rektora.
Słychać było ostrą rozmowę apo chwili kobieta wybiegła z gabinetu i uciekła przez żelazną bramę.
Eralin! Krzyknął arcyrektor wybiegając z gabinetu. Oesteliar był chudym mężczyzną o pociągłej nieodgadnionej twarzy.
Długo rozmawiał z kobietą a potem wezwał do siebie wszystkich nauczycieli i długo znimi rozmawiał.
Potem Wezwał Szemesz i terz jakiś czas jej niebyło.
Ha! Krzyknęła wyłaniając się z gabinetu i widząc Shermina. Jestem wybrana do misji! Narazie elementalisto! Dodała krzycząc. Shermin się tym nieprzejął i rószył w stronę gościnnych apartamentów.
Rozdział czwarty. Egzamin nadzwyczajny.
Drzwi jednej z wielu klas otworzyły się i wszedł donich arcyrektor akademi magii. Wklasie zaległa cisza. Niebyło w niej nikogo. No nielicząc elfa siedzącego za pulpitem który sprawdzał coś w ogromnej księdze. Jesteś gotowy? Zabrzmiał głos Oesteliara. Tak Odparł Shermin. Na te słowa rektor dał znak ręką i weszło zanim dwóch wykładowców akademii. Żylasty Athanan i Krasnolud Faerin. Wyczaruj świetlny kryształ. Powiedział athanan. Shermin przypomniał sobie wszystko czego się uczył o tkaniu wądków i pobieraniu energii z przestrzeni astralnej. Zkoncentrował się i pochwili wykrzyknął. sae,abraist vail eth anarth sailo!
Nad jego głową coś błysnęło i pojawił się świetlny kryształ. Shermin skinieniem palca skierował go na najbliższą ścianę i tam kryształ zawisł rozświetlając mroczne wnętrze klasy.
Brawo! Krzyknęli wykładowcy i arcy rektor. Ateraz odtworzę pryzmat. Powiedział Shermin. Naturalnie. Odparł Rektor. Shermin zamknął oczy i zkoncentrował się. Nagle otworzył się portal do przestrzeni astralnej i wyskoczył z niego wietrzniak. Był to mężczyzna z motylimi skrzydłami przytwierdzonymi do pleców. Podszedł do pulpitu przy którym siedział Shermin położył kopertę i wskoczył w portal.
Huch Coto miało być? Zapytał Shermin.
Niewiem. Odparł Athanan. Ja myślę, że to jest coś ważnego. Zamruczał Faerin.
Sherminie? Odezwał się Oesteliar czy mogę wziąć ten list? Tak oczywiście. Jeśli to nic ważnego dlamnie to jasne że tak ale jeżeli ten list powinien nalerzeć domnie to… Tak tak. Przerwał arcyrektor oesteliar. To powiemy ci co w nim było napisane.
***
I widzisz mirolu? Takie to czasy nastały. Że Wietrzniaki niz tąd nizowąd pojawiają się w naszym skromnym świecie. Zakończył swój wywód Shermin podczas rozmowy z Mirolem. Teraz. Powiedział. Teraz czekam na Wyniki z egzaminu.
Eetam. Powiedział mirol który rozłożył się na całej długości i szerokości swojego łóżka.
Uda ci się jak zawsze. Dokończył.
***
Shermin siedział wyprostowany w gabinecie wykładowcy athanana. Wtym liście, Powiedział athanan. Jest napisane że ogród idylli potrzebuje pomocy. Horrory zaczynają sobie dość nieciekawie poczynać. Jak myślisz Sherminie. Czy należy im pomóc? Jasne że tak! Odpowiedział ochoczo elf. Zaraz jednak dodał. Och przepraszam. A przy okazji. Jak moje wyniki? Athanan siedział długo w milczeniu aż wkońcu rzekł. Zdałeś. Taak! Krzyknął Shermin.
Rozdział piąty. Pierwsza podróż.
Miasto Kratas. Znane również jako miasto złodzieji zostało obudzone stukaniem do bramy. Niebyło to dość miłe stukanie. Niepowiedział bym że to było stukanie ale wręcz walenie do bramy.
Zaspany strażnik wręczył przepustke dwóm podróżnym. Jeden z nich miał amulet oznaczający że przynależy do gildji najemników. Drugi zaś miał nasobie szatę maga. I miał wygląd lekkiego bystrego elfa.
Czego chcą? Zapytał Wręcz warcząc strażnik. Hcemy przenocować i zjeść coś dobrego.
Zakończył elf.
***
Posiadłość garlsiga władcy miasta złodzieji odwiedzało mnustwo ludzi, chcących obejrzeć cuda jakie posiadał. Trzeba było jednak oddać broń w depozyt. A to znowu, niepodobało się bogatym kupcom z miast takich jak: Wielki targ, Vivane, Travar, Jeris i wiele innych.
Nagle drzwi do gabinetu władcy otworzyły się z łoskotem i wszedł jeden ze strażników. Panie? Wybacz że ci przeszkadzam ale mamy gości. Co? zdziwił się Garlsig. Był grubo-kościstym mężczyzną o podwójnym nieco zakrzywionym podbrudku, Lekko przypruszonych siwizną włosach i Twarz. Tak twarz ze wspaniałą brodą.
Jak się zwą ci goście?
Mirol i Shermin.
Odparł strażnik.Hmm… Zamyślił się władca zakasając rękawy swej długiej bardzo kolorowej szaty.
Awięc Mirol i Shermin. Tak? Zapytał się jakby sam siebie. A głośno rzekł. Sprowadzić ich domnie natychmiast!
***
Mówicie więc,że pochodzicie z różnych stron. Czyż nie? Tak o wielki. Odparł z pełnymi kaszy ustami Mirol. Tak panie. Powiedział Shermin. Widzę, że w akademii magii uczą szacunku do władców. A to się chwali. Powiedział Garlsig. Shermin mile połechtany po swojej dumie uśmiechnął się czule do władcy.
Powiedzcie mi zatem, czego tu szukacie? Powiedział Garlsig po chwili milczenia. Wyruszyliśmy w podróż i zachaczyliśmy o wasze miasto piękne. Zakończył szermin. Nono! Nie zchlebiaj mi bo wiem co o tym mieście mówią. Miasto złodzieji!? Miasto głupców!? Ale ja im jeszcze pokażę… O tak!
Wpadł w słowo Sherminowi mężczyzna. Jak na Garlsiga władcę miał dość porywczy charakter.
Ejże Panie! Krzyknął Mirol. Dlaczego zaniżacie opinię swego miasta? Pszecierz jesteście jego władcą,i Zwieszchnikiem nie? Patrzcie no! Mężczyzna zerwał się z tronu. Znalazł się! A najemnicy to niby lepsi?! Włuczycie się za byle groszem i Za byle szelong złamany oferujecie swoje usłógi, a ty chcesz mi tu mnie pouczać?! Ha! Uważaj żebyś źle nie skończył! Władca usiadł spowrotem na swój tron. Hej Mirolu co ci odbiło? Szepnął Shermin. Nic no chciałem Krzynkę pocieszyć. Powiedział zawstydzony najemnik. Ale w żeczy samej. Kontynułował Garlsig nieco spokojniejszym tonem. Mógł bym rzec że, z nieba mi spadacie. Ostatnio nieciekawe żeczy tu się dzieją, a to li mam nadzieję że magowie mi pomogą. Czyż nie? Pytanie oczywiście skierowane było do Shermina który płochliwie rozejrzał się po sali.A jakież to kłopoty? Zapytał elf. Ano. Jest tu potwór zwany przez ksenomantów horrorem ale niewiemy jak go pokonać. Do niego zaprowadzą was moi przyjaciele. Zakończył władca i klasnął w dłonie.
Drzwi otwarły się i do sali weszło dwóch olbrzymów. Jeden nieco wyższy od drugiego i z większym nosem. Ten wyższy skłonił się i rzekł. Jestem Dorian Panie Sherminie. Teraz skłonił się ten który zdawał się być niższy ale okazał się niespotykanie wysokim czarnowłosym umięśnionym olbrzymem o ogorzałej twarzy. A ja jestem Longshoot. Odezwał się. Rozdział Szusty. Bitwa.
Stanęli wszyscy na trakcie niedaleko bagien. Shermin skupił się i rozpoczął tkać wądki do zaklęć. Dwaj olbrzymi Podśpiewywali coś pod nosem o starej krowie i niesmacznym rosomaku. Wreszcie elf skończył i usiadł na kamieniu. Dobra. Powiedział w końcu Mirol. Idziemy? Czy siedzimy. ***
Stwór przypominał wyglądem lwa. Siedział na bagnach i powoli wylizywał resztki z ofiary patrosząc rozgryzając i wychłeptując szpikkostny,kref,flaki i inne żeczy. Nagle pojawiła się dróżyna zkładająca się z elfa dwóch olbrzymów i mężczyzny. Dorian skoczył z mieczem na potwora a Shermin krzyknął. "Kare dias!". I z jego dłoni wystrzeliła świetlista poświata oraz za nią świetlista kula. Poświata wybuchła raniąc i Oślepiając oczy, a kula roz błysła i wyleciała z niej chmura sopli lodowych ostrych jak brzytwy które przeszyły stwora. Ten nawet niedrgnął tylko jęknął i rzucił jakieś zaklęcie. Dorian upadł. Mirol ciął Stwora w nogi ale nic to niedało. Shermin chwycił zbroje doriana i postawił za stworem potem coś wykrzyknął i zaczął mówić donośnie. Wtem miecze z rąk Doriana,Longshoota i mirola wyleciały a za nimi przybyło całe żelaztwo i przeleciało przez stwora i przyszpiliło go do zbroji. Od strony bagien przybiegła jakaś kobieta. Wyprostowała ręce na całą długość i coś krótko krzyknęła. Na stwora spadł grad ostrych kryształowych odłamków. Puźniej kobieta zaczęła masować sobie oczy i coś mamrotać. Z jej palców wystrzeliła zielona energia zamieniając się w pocisk który eksplodował z ogłuszającym chókiem. Odrywając stworowi obie przednie łapy. Mirol doskoczył i z puł-piruetu ciął stwora w tylnie ogromne łapy które były tak wielkie jak nogi więc jak w poprzednim przypadku można było powiedzieć że Mirol ciął stwora w tylne nogi i łapy. Trysnęła niebieskawa ciecz. Stwór zaryczał straszliwie. Z rąk Shermina wystrzeliła chmóra cierni ale stwór rzucił jakieś inne zaklęcie i wszystkich na momęt pochłonął wir. Elf coś przeraźliwie wrzasnął w stylu: Sae abraist in vail trilin-ed andoro. Chuk i wszyscy stracili przytomność. Gdy się obudzili stwór rozpływał się w powietrzu z żałosnym jękiem. Uh. Powiedział elf. Mało brakowało. Niema tu już nic do roboty wracamy do władcy. Trzeba opowiedzieć mu o walce. A i zabrać ranną Eralin bo tak się ta kobieta co nam pomagała nazywa. Wszyscy przytaknęli. Rozdział siudmy. Ogród idylli.
Ciekawostka.
W 2016 roku rosjanie wydali film dziadek mróz bitwa magów. Jest to film fantasy. Niestety w polsce chyba
go nie zobaczymy. Zwiastun jest na youtube. jak w google wpiszecie tytuł dziadek mróz bitwa magów znajdziecie
parę ciekawostek. Fabuła mniej więcej jest taka: W moskwie jest sobie licealistka masza, która ma wizje
senne ognistych potworów atakujących miasto. Koledzy z klasy uważają ją za warjatkę a mama poważnie się martwi.
Pewnego jednak dnia sen się staje ciałem, i potwory atakują miasto. Przed zębami himery ratuje dziewczynę
jakiś chłopiec który posiada moc lodu i śniegu. Zabiera ją on do tajemniczego miejsca w którym się okazuje,
że Dziadek mróz to nie niosący prezenty rosyjski święty mikołaj, lecz przywódca organizacji walczącej
ze złym bratem dziadka mroza i nie tylko. A nowy rok jest magicznym rytuałem odpędzającym zło, o którym
ludzie nie wiedzą i odprawiają chócznie każdy nowy rok. Masza postanawia pomóc dziadkowi w walce ze złem.
Co z tego wyniknie?…..
Tego nie wiem ale film zapowiada się ciekawie. A wy co o tym sądzicie?
Nowe informacje. Na esensjo pedji jest recenzja filmu. Poza tym sam uf film posiadam jakbykogoś interesowało
ale po rosyjsku. A oto nowe tajniki fabuły. Zima rok 2007 mała masza wita swojego ojca który daje jej
prezent i prosi, aby napisała list do dziadka mroza. Sam zaś twierdzi że musi odejść. Być może nazawsze,
ale uspokaja żonę że postara się powrócić. Potem widzimy już maszę dorosłą. Ma nie ciekawe życie, bardziej
podobają się jej sny. Chociarz ją również przerażają. W nowy rok w centrum moskwy masza pietrowa widzi
atak ognistych potworów. Cały świat i rosja się zatrzymują. Samochody i mieszkańcy. Ale nie masza. Okazuje
się że jest jedną z wybranych. Widzi ona potwory i walczący z nimi zastęp młodych ludzi magów, którzy
używają lodowych łuków. Masza, jest atakowana przez himerę, przed którą nie może się obronić. Ratuje
ją nikita, jeden z Magów. Zaco zyskuje wdzięczność dziewczyny i burę od dziadka mroza. Potem nikita zabiera
ją do tajemniczego świata w którym dziadek mróz rządzi. Okazuje się puźniej, że potworami włada zły brat
dziadka mroza czarownik karakin. Przeciąga nawet on nikitę na swą stronę. Co się stanie? Czy dobro wygra?
Zobaczycie sami jeśli poszukacie filmu na yt również mogę film wam wysłać.
eragon film.
Witam was kochani. Dawno tutaj nie pisałem a chciał bym wam opowiedzieć o pewnym filmie który według
mnie oraz fanów tej powieści jest poraszką. Mimo, że zapowiadał się dobrze. Pięknie poprowadzona narracja
zostaje rozwiana w trakcie filmu. Dla nie znających książki eragon film wyda się fantastyczny i superowy
ale mnie on się nie podobał. Brom na począdku niby taki strachliwy nagle staje się bohaterem i obrońcą swego
przyjaciela eragona. Po tem bohaterowie wyskakują jak diabeł z pudełka. Aria, murtagh, azichad przywódca
wardenów. A po chwili bitwa w farthendurze i durza który nie wiadomo zkąd posiada cienistego smoka. Mało
tego! Zaklęcia w filmie w ogule nie przypominają książkowych. Trejwołm kefaister brisinger verretrail
czy jakoś tak, że nie wspomne o minen last. Albo batak istelar. hehehehehehehehehehhe. Przepraszam, ale
nawet aria ma swoje zaklęcie którym wysyła kamień do carvahal. Albo jak to w filmie mówią carvahol. Coś
tam kokachix zkąd? jak? gdzie? Nagle ni z tego ni z owego eragon dostaje wizje o arii która mówi w cudzysłowiu
oooooch mój eragonie uratuj mnie. Potem cudem wydostają się z gilleadu. Rześka elfka rozciacha urgali,
po czym po śmierci broma nagle krztusi się i ooooo durza mnie zatrół i pada jak nieżywa. Tak jakby autor
scenarjusza sobie przypomniał aaa no tak elfkę przecież eragon do wardenów przywiuzł horą. Trzeba coś
więc wymyślić, aby to pasowało. Ehh spozdrawiam.