Witam wrzucę wam tyle co napisałem do to cholerne zafajdane starostwo chce mi zabrać kompa. Wrzucę też tutaj nowączęść mirnu.Leszek boreński i tajemnicze głosy.
Prolog. Korytarz szkoły dla czarodziejów był pusty. Błękitne światło sączyło się z sufitu, oświetlając jedynie połowę korytarza. Nagle gdzieś z ciemności rozległ się zimny głos. Aladoro! Aladoro gdzie jesteś! Jestem mój panie. I co. Powiedział głos. Czy zrobiłaś napój? Tak zamierzam przekonać króla by ściągnął do agorin siostrzeńca jana malinowskiego. Pamiętaj jednak. Jana szanuje niechcę, By małemu spadł choćby włos z głowy. Chcę tylko wchłonąć to co ma w sobie. A teraz już idź, zanim ktoś nas zobaczy.
Rozdział pierwszy. Agorin, smutek, szkoła czarodziejów.
Leszek obudził się z sennego koszmaru. Miał dziwne przeczucie że coś złego albo dobrego się wydarzy. Jego wujek Pan Jan malinowski właśnie smarował tosty nutellą.
Pamiętacie leszka prawda? Tym którzy nie czytali wcześniejszych książek krótkie przypomnienie.
Leszek Boreński jest chłopcem Ok. lat dwunastu. Po śmierci swoich rodziców mieszkał w domu dziecka swojej ciotki od strony mamy i nie było mu tam dobrze. Później odnalazł go jego wujek od strony taty, Pan Jan malinowski. Który zabrał go do siebie do miasteczka o nazwie złote dudy starowickie. Tam, jego wujek chciał dać leszkowi poczuć ciepła rodzinnego. Niestety leszek odkrył tajemnice wujka. Był on jak i jego sąsiatka Pani Flora korniewicka czarodziejem.
Znalazłszy jego różdżkę, leszek wypowiedział trzy życzenia i rzucił zaklęcie, uwalniając tym maga mroku. Leszek przed incydentem zaprzyjaźnił się z koleżanką asią pogodą. Dzięki podróży do agorin i kufrowi cudów, udało się pokonać maga mroku.
Potem by uspokoić swojego siostrzeńca, Pan malinowski zabrał go na wakacje do egiptu. Leszek odkrył w znalezisku archeologicznym kwadratowej piramidzie lampę. W niej mieszkał zły dżin który chciał się zemścić na tych którzy go uwięzili. Jan Malinowski pokazał leszkowi krainę dobra henie, w której mieszkali nieśmiertelni tarrianie i dzięki ich pomocy, udało się pokonać złego dżina i go zniszczyć.
A teraz właśnie leszek był już w polsce, i odkąd zakończył się rok szkolny dręczyło go dziwne przeczucie mrorzące kości jak pułnocny wiatr. Nawet wycieczki i zabawa z asią, czy rozmowy z Panią korniewicką nie przynosiły mu ulgi w tym dziwnym i osobliwym cierpieniu. Aż pewnego dnia stało się. Nagle okno otwarło się z chukiem, i wleciał do jadalni gawaichir. Orzeł który pomógł Panu malinowskiemu i był jego przyjacielem. Był trochę czarodziejem, trochę posłańcem. Nigdzie nie potrafił zagrzać miejsca. Teraz właśnie, postanowił być posłańcem. upuścił coś obok talerza leszka i z rozbłyskiem kolorów i świateł rozpłynął się w powietrzu. Leszek i jego wujek jedli właśnie śniadanie gdy to się stało.
Oj leszku. Powiedział Pan malinowski. To chyba coś ważnego. Wujku! Na kopercie pisze nadawca agorińska szkoła czarodziejów. Czy ja powinienem nim zostać? Wujek zamyślił się a tymczasem leszek otworzył kopertę.
Wtem uniusł się obłok dymu i ukazała się postać: "Nazywam się Aladora finn. A ty to pewnie Leszek prawda? Zapraszam cię serdecznie do agorin, gdzie twój wujek i Pani korniewicka studiowali. Zapewne wiesz, że nie jesteś człowiekiem tak dokońca prawda? A oto jak wygląda szkoła czarodziejów." Postać znikła a w powietrzu na jej miejscu ukazał się jakby hologram pięknego pałacu dziedzińca i fontann i placów.
"Wiem, że trudno ci się będzie rozstać z przyjaciułmi. Ale zapewniam nic ci tutaj nie grozi." Ale dlaczego ja! Nie możecie wziąć innego człowieka? Napewno jest tysiąc lepszych odemnie. "Rozumiem twój żal i smutek. I obiecuję, że będziesz mógł się kontaktować z wójkiem ile będziesz chciał. Ale królowi się nie odmawia. Jeśli się zdecydujesz uderz w kopertę i krzyknij: "Jestem gotowy!" "A wtedy zobaczysz co się stanie."
Postać znikła w obłoku dymu, a koperta zamknęła się na powrót.
Leszek długo żegnał się z przyjaciułmi. Wciąż nie był zadowolony z tego, że w wakacje będzie musiał się uczyć. Roniąc łzy wielkości dorodnych śliwek uderzył trzyrazy w kopertę: "Jestem, , Gotowy!" Nagle objął leszka kłąb dymu i przez chwile nic niebyło widać. Potem tencza kolorów objęła całe pole widzenia. Gdy znikła, Leszek zobaczył, że stoi na przepięknym placu. Łzy nie odstępowały go na krok.
Rozdział drugi. Powitanie oficjalne.
Gdy tak stał i płakał, Podeszła do niego dość postawna kobieta i widząc go zapytała: Ty jesteś Leszek prawda? Nic nie odpowiedział, tylko skinął głową. Kobieta popatrzyła na leszka z łobuzerskim błyskiem w oku, ale i wspułczuciem. Witaj ja jestem Eryl. Jestem twoją opiekunką to znaczy, opiekunką twojej grupy. Jesteś tutaj jak mi się wydaje nowy. Ale ja głupia no przecież sama Aladora mówiła, że przybędziesz. Chodź poprowadzę cię do twojego pokoju, a przyokazji zwiedzisz szkołę i jej okolice.
Eryl poprowadziła leszka na główny dziedziniec. Pokazywała mu przepiękne place fontanny tryskające wodą i wiele innych cudów, ale chłopiec nadal był smutny. Na koniec skierowali się jeszczeraz na głuwny dziedziniec, tymm razem jednak w stronę budynku szkoły. Był piękny.
Przypominał wyglądem pałac. Oto szkoła oraz stary pałac królewski. Nowy podobno widziałeś prawda? Tak Pani Eryl. Och Chłopcze! Nie bądź taki ja nielubię, jak mówi się do mnie Pani. Jestem Eryl i już. Aladora i inni nauczyciele, będą pewnie od was tego wymagali. Ale do mnie możesz mówić poprostu Eryl. Wspięli się na schody i otworzyli zdobione szklane drzwi. Leszek rozejrzał się. Stał w hallu oświetlonym płynącym z sufitu błękitnym światłem które zalewało swoim blaskiem wszystko woku. Chłopiec musiał to przyznać. Hall był ogromny, oraz bardzo piękny i fantastycznie udekorowany. Gdzieś hen w oddali widać było dwie klatki schodowe.
Filary które stały gdzieś pośrodku hallu, podtrzymywały ogromny hen ginący w górze strop. Wtem, rozległ się stukot obcasów. Wybijały one ostry rytm. Miało się wrażenie że idzie jakaś dostojna osoba.
Ram tatatam,tam,tam,ramtatatam,tamtamtam,ramtatatam,tamtamtam. Po chwili podeszła do nich jakaś kobieta. O Szlachetnych, nieco ostrych rysach ale łagodnej twarzy. Witaj Leszku. Nazywam się Aladora Finn. Miło mi cię gościć w agorińskiej szkole. Aladora była smagłą kobietą o lśniącej twarzy i tajemniczo zmrużonych oczach.
Poczym spojrzała na Eryl i zapytała: "Nadal smutny tak? Tak roni łzy wielkie jak pyszne śliwki które choduje moja babcia jeśli o tym mowa. Ale szczerze, nie wiem czy to był dobry pomysł sprowadzania go tutaj. Zaprowadź go do pokoju może nasza kolerzanka mu pomorze.
Eryl chwyciła Leszka pod ramię i ruszyli przez hall w stronę jednej z klatek schodowych. ***
Gdy pokonali razem schody ukazał się leszkowi piękny korytarz. Tam. Powiedziała Eryl idź prosto tam jest twój pokój.
Leszek poszedł przed siebie i nagle dosłownie w padł na drzwi opatrzone napisem Boreński Leszek. Otworzył je i znalazł się w przestronnym pokoju tu terz sączyło się błękitne światło.
Pokuj nie wyglądał jakoś okazale pięć łużek oraz stoły połączone z szafkami. Okna z pięknymi witrażami, wychodziły na cztery różne place z fontannami po środku.
Leszek usiadł na łużku. Było zaskakująco miękkie. Nagle drzwi się ponownie otworzyły nie wydając przytym prawie żadnego dźwięku, i do pokoju weszła postawna kobieta. Trzymała coś w dłoniach. Ty jesteś Leszek prawda? Tak. Mam na imię Clarisse. Miło mi cię poznać.
Kobieta podeszła do łużka na którym siedział Leszek, i położyła na nim dziwne zawiniątko. Po chwili zdjęła materiał i Leszkowi ukazał się dziwny przedmiot. Była to kula posiadająca kwadratową podstawkę, a zakończona była długą rurką znajdującą się na szczycie kuli. Jeśli tak to można nazwać.
Chciał byś skontaktować się z wujkiem? Tak. Powiedział Leszek.
Chwyć tę kulę i trzymając w dłoniach, skup się na obrazie wujka. Przypomnij sobie dźwięk jego głosu, bardzo istotne szczeguły. Leszek wziął do rąk kulę, która promieniowała dziwnym ciepłem. Zaczął sobie przypominać ciepły głos wujka jego czułe słowa a przytym ciągle wpatrywał się w kulę. W jej środku była biała mgła, która nie poruszała się w ogule.
Przez jakiś czas nic się nie wydarzyło. Nagle mgła zaczęła wirować coraz szybciej i szybciej, aż wtem rozwiała się w nicość. A przed oczami Chłopca ukazała się twarz Jana Malinowskiego.
Leszku! Żyjesz! Jakże się cieszę, że cię widzę. Czy ja dobrze widzę? ta osoba która stoi za tobą to Clarisse?
Tak. Nie smuć się chłopcze. Napewno się jeszcze zobaczymy. Ale wójku nic nie rozumiesz! Ja nie będę mógł pogadać z asią. Porozmawiamy jeszcze o tym dobrze? Po chwili Jan Malinowski przerwał kontakt. Biała mgła natychmiast wypełniła kulę od środka. Clarisse zawinęła kulę w materiał i podała Leszkowi eliksir do wypicia. To na dobre sny. Powiedziała. A teraz zejdź do głuwnego hallu za chwile przybędzie tam Król i dyrektor szkoły, i rozpocznie się powitanie was uczniów.
***
Moi młodzi przyjaciele. Odezwała się szczupła i tęgawa za razem kobieta. Proszę za mną do sali głuwnej tam rozpocznie się oficjalne powitanie. Nie będziemy tarasować hallu.
Leszek nie pewnie rószył za grupą idących. Wkrótce hall zniknął i wszyscy znaleźli się w ogromnej przestronnej sali, oświetlonej lampionami oraz kaskadami kolorowych świateł. Tu również z sufitu sączyło się błękitne światło ale teraz było nie co przyćmione, gdyż inaczej nie wywarły by na młodzierzy te kolory i powitanie.
Kobieta odezwała się znowu. Witajcie. Nazywam się kainrin sande.
Jestem dyrektorką agorińskiej szkoły czarodziejów. Wielu z was, przybyło z daleka. Niektórzy z najdalszych części agorin ale niektórzy z innych wymiarów. Leszek Boreński, przybył do nas z planety ziemi.
Jest to świat zwyczajnych ludzi, mieszkają tam magowie ale się nie pokazują przed normalnymi, jak ich nazywamy. Pamiętajcie to nie jest obelga. Wręcz przeciwnie. My widzimy więcej.
Tam gdzie człowiek widzi pustą ulicę i cienie, bo niby niedociera tam światło latarni, my widzimy zagrożenie bądź poprostu podróżnika światów lub inną niegroźną istotę. Leszek, jest nietypowy bo jest częściowo człowiekiem a częściowo agorińczykiem.
Jego matką była anna… Ale ja nie o tym. Powitajmy Leszka gorąco. Rozległy się oklaski i brawa. Pani sande kontynułowała dalej.
Mam zaszczyt tutaj was gościć. Mam nadzieję że poczujecie się tutaj jak w domu. Król agorin oddał swój stary pałac, by kształcić takich jak wy.
Wtem rozległ się chuk trąb i bębnów. Przez otwarte drzwi do głównej sali wszedł orszak złorzony z mężczyzn i kobiet. Ten na przedzie niusł na głowie koronę, i nosił się bardzo dostojnie. Chłopiec go znał. To Jego wysokość król agorin.
Niestety nie zapamiętał jego imienia.
Król agorin skłonił się i powiedział: Witajcie młodzi nowi uczniowie. Oto was czeka nowa przygoda. W tej szkole poznacie co dobro, i zło. Niech Bóg ma was w swojej opiece.
Rozległy się brawa i wiwaty. Nagle mężczyźnie za szkliły się oczy i spuścił głowę wychodząc z orszakiem z sali. Pani dyrektor wróciła do swojego przemówienia jak inni kłaniając się w pas wychodzącemu z sali królowi.
Na czym to ja…, a tak. Oto wasi nauczyciele, z którymi spędzicie cały ten czas mam nadzieję, że będą to radosne chwile. Nagle otworzyły się drzwi, i weszła do sali grupa osób w różnym wieku. Nauczyciele owi, będą też waszymi wychowawcami. Znaczy wychowawcami nie tylko waszych klas.
Ale najpierw ich przedstawię. Pierwsza osoba z brzegu, to Aladora fin. Znana już Leszkowi kobieta, skłoniła się z gracją. Ten postawny starszy pan, to adron lurg.
Następny pan to henry won wanderhel. Dalej Leszek już nie słuchał. Ale gdy doszło do ostatniego z nauczycieli który wystąpił przed szereg, w chłopcu coś zamarło ze strachu.
Ten człowiek był w moim koszmarze! Pomyślał Leszek. A to, Artur roj nieco przygarbiony starzec, ale mądra głowa. Po tem każdy z nauczycieli mówił coś od siebie. Na końcu Pani Sande rzekła: Dziękujemy kochani. A teraz udacie się z nauczycielami na wycieczkę i zwiedzicie szkołę. Leszku? jak wrócisz zgłoś się do mnie do gabinetu. Aladoro przyprowadzisz go dobrze?
***
To tutaj chłopcze. Powiedziała Aladora wprowadzając Leszka na schody i stawiając przed pięknymi rzeźbionymi drzwiami, na nich widniał napis: "DYREKCJA."
Rozdział trzeci. Rozmowy, i sny.
Leszek nie śmiało zapukał: "Kto tu przychodzi z błachego powodu ten poczuje karę za młodu." Głos widocznie chciał kontynuować, lecz wtym momęcie drzwi otworzyły się, i chłopiec wszedł do środka.
Pani sande kazała mu usiąść. Siadł na pięknym srebrnym krześle. Pani dyrektor siedziała na skromniejszym siedzeniu.
Witaj Leszku. Jak już wiesz gdyż mam nadzieję, że słuchałeś oficjalnego powitania w głównej sali? Chłopiec nieznacznie pokiwał głową. Mniejsza o to. Poprosiłam cię tutaj, gdyż chciała bym z tobą porozmawiać, i wyjaśnić parę spraw. W naszej szkole są cztery grupy. lidżby od 1 do 4.
Każda grupa ma opiekuna tzw. Wychowawcę. Który zajmuje się członkami danej grupy. Jan malinowski poinformował mnie, że ostatnimi czasy miewasz koszmary, bądź w ogule niemożesz zasnąć. Wiem, że to drugie to trochę przez nas. Ale jak ci już Aladora wyjaśniała królowi się nie odmawia. Chłopiec spuścił głowę i milczał. Dlatego, mam pytanie. Czy obraził byś się gdyby na jednym z łużek które będzie zasłonięte czarodziejskim parawanem żecz jasna ta osoba będzie ci pomagała.
Ale do żeczy. Czy zgodzisz się na to by Clarisse z tobą była, być może nawet spała? Leszek ochoczo przytaknął. Wiem, że ci ciężko. Na moich lekcjach wyjaśnię twoją sprawę. Wasza grupa czyli pierwsza bo ty do niej należysz jako, że jesteś tu nowy ma pokuj spodkań na końcu korytarza. Jak w harrym potterze? Zapytał Chłopiec.
Nie! hahahahahah nie! Wybuchnęła śmiechem Pani sande. Daj spokuj tam, są to bzdury wymyślone przez autorkę. Co nie znaczy że książka jest głupia. Ale radzę ci byś narazie jej nie czytał, i skupił się na tym co cię czeka w tym czasie nauki.
Ale wracając: To jak? zgadzasz się? Tak. Odparł Leszek. Następna sprawa. Widziałam jak zareagowałeś na pojawienie się artura. Co on ci zrobił, że tak na niego po patrzyłeś? Może mi Pani nie wierzyć, ale ten człowiek był w moim sennym koszmarze. Zmieniał się w nim w człowieka z łysą jak kula bilardowa czaszką.
Hmm. To dlatego. Tym bardziej cieszę się, że zgodziłeś się na obecność Clarisse.
***
Clarisse weszła do pokoju leszka, i postawiła parawan który rozszerzył się woku drugiego łóżka od leszkowego. Sprubój zasnąć ja będę wszystko obserwowała. Po czym przyłożyła do czoła leszka tajemniczy przedmiot, narysowała mu znak krzyża i położyła się spać za parawanem.
Chłopiec długo nie mógł zasnąć. Gdy już chciał się poddać eliksir, podany mu wcześniej przez Clarisse zaczął działać. I Leszek zapadł w głęboki sen.
Z początku nic mu się nie śniło godnego uwagi. Jakieś pokręcone obrazy schody latające tarasy. Nagle jednak jakby wszystko się wyostrzyło, i chłopiec we śnie zobaczył mężczyznę który powitał go i nalał mu herbaty do kubka. Wtem, ryknął strasznie i zaczął się zmieniać. Wcześniej męzczyzna był wysoki i postawny. Teraz zaczął się kurczyć znikać zamazywać, a woku niego falowała aureola światła. gdy transformacja się zakończyła, przed leszkiem stanął mały człowieczek z łysą, jak kula bilardowa czaszką. Dowidzenia mały głupcze. Za charczał. I w tedy leszek poczół, że zapada się w otchłań coraz szybciej i szybciej…
Zerwał się z krzykiem. Cicho już w porządku. Usłyszał kobiecy głos. Sprubój się uspokoić i zasnąć jeszcze raz.
***
Tym razem wysoki człowiek podał Leszkowi na tacy ciastka. nagle krzyknął. I zaczął mamrotać coś nie zrozumiale coś jakby blglblglblgtobglg! A pochwili jak w poprzednim śnie zmienił się nie dopoznania w człowieczka z łysą jak kula bilardowa czaszką.
Hehhhhhhhhahahahahahahahahaha! Jesteś mój! Nikt cię nie uratuje!
***
Następnego dnia leszek czół się nie wyspany. Pani Clarisse dała mu środek pobudzający i tak wyruszył na pierwsze zajęcia.
Ja muszę iść do Pani dyrektor a ty staraj się uważać na zajęciach co nauczyciele mówią.
Niesamowite opowieści z krainy Mirn. Część druga.
Podwodna przygoda.
Rozdział pierwszy. Nuda.
Szkoła z internatem imienia profesor anny jaworskiej w poznaniu była prawie pusta. Połowa szkoły wyjechała na ferje świąteczne, po za dwiema dziewczynkami. Basia siedziała w obitym boazerją pokoju i tupała lekko obutymi w czerwone pantofle stopami w puchaty dywan, wyściełający cały pokuj. To co z tego.
Myślała sobie. To co z tego że Chankę przeniesiono do mojej szkoły. Przez ten niezwykły świat Mirn w którym miałam okazję być chwilkę, Chania traktuje mnie jak nie z pełna rozumu. A to przecież nie prawda. Pokój Basi i Chani, nie wyróżniał się niczym szczegulnym. Puchaty dywan na podłodze, kilka biurek połączonych z szafkami. Na jednej z nich stało radio. Dokładnie to było małe tranzystorowe radyjko. Najzwyczajniejsze w świecie. Znudzona dziewczynka wstała, i zdjęła radio z szafki. Włączyła je pstryczkiem na obudowie. Po czym popłynęła głośno muzyka i słowa spikera. "Witamy was gorąco w dzisiejszy dzień! Śniegu napadało tyle, że można by było zrobić sobie iglo!. Może wszyscy przejdziemy z naszych domów do takich iglo? Dlaczego mówię o śniegu? To przecież jasne! Już nie długo święta Bożego narodzenia". Basia zciszyła radio i przyłożyła je do ucha. Z urządzonka tym razem popłynęła piosenka świąteczna. "The last christmas." Dziewczynka słuchała czas jakiś.
Nagle, miała wrażenie że dźwięk radyjka się od niej oddala, więc przycisnęła go mocniej do ucha. W tym momęcie pokój zniknął z widzenia Basi. Tencza kolorów objęła wszystko do okoła. Barwy lśniły kolory migotały, odcienie i barwy pulsowały blaskiem. Wszystko to było nie samowite. Basia miała wrażenie że przemieszcza się w powietrzu, a jednocześnie że w cale nie rusza się ze swojego krzesła. A jednocześnie czuła, że zapada się w coś jakby w otchłań.
Przed oczami zdumionej dziewczynki przelatywały kolory i nieznane dotąd obrazy i kształty. Wtem, zapadła ciemność. A już po chwili oczy Basi poraził blask. Był tak jaskrawy że musiała zamknąć oczy. Po jakimś czasie otworzyła je, ale blask był nadal zbyt oślepiający. Przymrużyła więc powieki i rozejrzała się do okoła. Alesz tak! Krzyknęła z zachwytem. Ten blask, no oczywiście! Że też byłam taka głupia że go od razu nie rozpoznałam. Ach! Jednak się nie pomyliłam! To Mirn! Mirn mi się nie przywidział. Jaka szkoda! Nie ma tu Chani. Uwierzyła by mi napewno! W tym momęcie usłyszała głos. Głos bogaty i głęboki. Witaj Basiu.
Boronie! Krzyknęła basia. Tak. To ja. Narazie musisz wrucić do luckiego świata. Musisz zprowadzić tutaj Chanię. Ale, ale ja nie potrafię jej zmusić. Napewno sobie poradzisz. A potem ty chwycisz po niej ten sprzent i tu wrócisz. A narazie,. Nie! Krzyknęła dziewczynka, ale było już zapuźno. Lampart dmuchnął w nią i otoczyła ją srebrna mgła. Przez chwile się w niej unosiła a potem nagle lucki świat wrócił. Głos z radyjka uderzył w Basię jak młot. Upadła na łóżko i usłyszała głos chani. Co ty wyrabiasz! Chcesz zepsuć radio?! A po za tym przez ciebie mam omamy. Jak tu weszłam to myślałam że ciebie tu nie ma. Nawet łużko było puste tylko hmm. Radio wisiało w powietrzu? Nie nie. Napewno mi się wydawało.
Rozdział drugi. Brak niezwykłych zjawisk, czyli zwykłe żeczy w zwykłym świecie.
Chania spojrzała jeszcze raz na Basię. A w ogule chciałam ci powiedzieć że czas już na kolację. Dobrze. Powiedziała Basia i wyszła z pokoju. Korytarz był tak samo obity boazerją jak pokoje uczniów. Nic się nie zmieniało pod tym względem. Dziewczynki raźno szły przed siebie przez zimny i pusty gmach szkoły.
Potem schodami w dół i wprost przed siebie do ogromnej jadalni. Ależ tu zimno. Powiedziała Basia. Jak zwykle. Prychnęła Chania. Obie za siadły do stołu pomalowanego na regulaminową zieleń. Wszystkie drzwi w pokojach i w całej szkole oraz szafki i stoły miały mieć zielony kolor i jakto twierdziła dyrektorka szkoły z internatem: "Aby uczniowie mieli wrażenie bycia na łonie natury." Na kolację była pizza znów ich opiekunkom nie chciało się gotować. Chociarz kuchnia była porządnie wyposarzona.
Nie martw cie się. Powiedziała Pani julia. Na wigilję się na jecie.
Chania Westchnęła smutno i zaczęła jeść pizzę. Basia na tomiast zaczęła wybrzydzać, że nie z serem. Pani Julia rzekła: Ochocho?! Kto to widział tak wybrzydzać młoda panno.
***
Następnego dnia obie siedządz w klasie rozwiązywały jakieś działania matematyczne.
Ech nudy. Stwierdziła Chania. Taa Powiedziała siedząca obok niej Basia.
Moje Panny! Nagle rozległ się głos nauczycielki. Jeśli już zakończyłyście tę jakże interesującą rozmowę, zaprosiła bym was do dokończenia działań matematycznych napisanych na tablicy.
Channo, powiedzmi jaki jest wynik? Pi razy drzwi. Odpowiedziała Chania wciskając nos jaknajmocniej w podręcznik. W klasie rozległ się śmiech kilku uczniów. Bo go za smarkasz. Powiedział jakiś chłopak w wieku lat szesnastu.
***
Czy ty myślisz smarkulo że ja będę tolerować twoje wyskoki! Myślisz sobie że nasza szkoła to kurort wypoczynkowy! Tak zaczęła krzyczeć wychowawczyni Chani. Nie. Odpowiedziała. Myślę, że to jest podła buda, w której pies nawet nie chciał by siedzieć.
Gdyby rodzice nie wyjechali znów do niemiec, to siedziała bym teraz w domu niedaleko miasta Płońsk, i ubierała bym choinkę.
***
Basia siedziała właśnie w pokoju, gdy wtem drzwi rozwarły się z chrzęstem i skrzypieniem i wtargnęła Chania. Bezsłowa usiadła na łużku i zaczęła płakać.
Nie martw się Chanka. Prubowała ją pocieszać Barbara.
Już nie długo oni nam za wszystko zapłacą. A może, Powiedziała nie śmiało, Nie!
Nic nie mów Baśka. Chcę posiedzieć sama. W ciszy i spokoju. Może idź się prze spaceruj czy coś?
Po chwili zamknęły się drzwi. i nastała cisza.
Wszyscy myślą w tej szkole, że jestem taka głupia. Myślą, że poza nią niedała bym sobie rady.
A właśnie że tak! Chanka w przypływie smutku i wściekłości krzyknęła i uniosła w górę zaciśnięte pięści.
Mamo! Tato! Dlaczego znowu nas zostawiliście co?! Myślicie że nam tu dobrze?! Ja już mam tej szkoły dość!
Po czym otworzyła drzwi i powtórzyła swój gniewny krzyk na korytarzu.
***
Świetlica była pusta. Było w niej zimno, gdyż Pani dyrektor nie włączyła ogrzewania.
Jest Pani tego pewna? Zapytała kobieta siedząca najbliżej Dyrektorki.
Miała Twarz bez wyrazu i lekko zmróżone piwne oczy.
Tak. Jestem tego apsolutnie pewna.
Powiedziała Pani dyrektor. Miała worki pod niebieskimi oczami. Ale mimo to prezentowała na dal postawę kobiety wojowniczki.
Zatem dobrze.
Może przyda się uczniom mała wycieczka. Odwiedzą dom poprawczy w Warszawie.
***
Wycieczka przebiegała nader sprawnie. Dom poprawczy imienia Świętej Dympny był taki, jaki być powinien. Wszystko na biały kolor, szarość i nuda.
Oraz dy,scy,pli,na. Nic nowego co by zaskoczyło Chanię i Basię.
Rozdział trzeci. Podróż do mirn.
W nocy, kiedy Basia spała chania zerwała się z łużka uniosła w górę zaciśnięte pięści i krzyknęła: "Przeklinam cię! Przeklinam cię ty budo wstrętna! Niech żadna rzecz wam się nie uda!" Coty dziewczyno wyprawiasz! Krzyknęła Basia zrywając się ze swojego łóżka. Chcesz, by wparowała tu nocna i rozgoniła nas?
W odpowiedzi na “leszek boreński i kufer códów”
super